- Nie powinno się chodzić spać na czczo, panie Jackson. Głód mobilizuje umysł do tworzenia koszmarów... Dobrze, że śniła się panu tylko niewinna panienka, a nie jacyś cyganie - odparła z dezaprobatą, za którą tak naprawdę kryła się troska o pracodawcę.
- Doceniam, że się o mnie martwisz, moja droga, jednak niepotrzebnie. Wieczorem zwykle nie jestem głodny.
- A to dlatego, że jest pan już zbyt zmęczony, by cokolwiek przełknąć...
Nagle, głos jego gosposi zaczął wybrzmiewać jakby z oddali, a do jego uszu dolatywały już tylko fragmenty jej mądrych rad i pełnych miłości narzekań. Myślami powrócił do zeszłej nocy i zagadkowego snu, który nawiedził go w najmniej oczekiwanym momencie. Kim była tajemnicza piękność, błądząca niczym duch po zakątkach Neverlandu? Czy Bóg zesłał mu ją właśnie w nocnych wizjach, aby przekazać coś istotnego? Nie potrafił rozszyfrować znaczenia jej nieprzewidzianego nadejścia. Z głębokiej zadumy wyrwał go nikt inny, jak poczciwa Lu Lu, chcąca ogłosić mu coś niecierpiącego zwłoki. Otworzył czekoladowe oczy, by wyraźniej widzieć swoją rozmówczynię i zamienił się w słuch.
- Panie Jackson, wczoraj, późnym wieczorem przyleciała moja ukochana wnuczka. Bardzo jestem rada, że może pana poznać...
Nie wierzył własnym oczom... Oto przed nim, jako żywa, stała senna nimfa, tym razem ubrana w chabrową koszulę z kwiatowym deseniem i wysoką stójką oraz długie spodnie w tym samym kolorze. Liliowe stópki odziane zostały w białe pantofelki wyszywane granatową i srebrną nicią. Hebanowe włosy miała upięte w delikatny koczek z równym przedziałkiem na środku. Owalną twarz w kolorze alabastru zdobiła para migdałowych oczu koloru świeżo parzonej herbaty i pełne, różane usta układające się w grzeczny i uprzejmy uśmiech. Roztaczała wokół siebie słodki zapach kwiatu wiśni, tak orientalny, a jednocześnie niezwykle bliski jego sercu. Smukłe palce bladych dłoni trzymała zaplecione w koszyczek na wysokości bioder. Nieśmiało spuściła wzrok i czekała na rozwój sytuacji.
- Uhm.... a więc to jest twoja wnuczka, Lu Lu...
- Jakiś pan taki niewyraźny... Czy coś się stało? - zapytała, zaskoczona jego reakcją, gosposia.
- Wychodzi na to, że jednak nic, o czym wcześniej ci opowiadałem, nie było snem. To tę młodą damę widziałem dziś nad ranem, ale zupełnie wyleciało mi z głowy, że na wczorajszy wieczór przypadał dzień jej przybycia. Bardzo mi przykro z tego powodu. Czy zechciałabyś mi się przedstawić? - zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny.
- Nazywam się Yù Xīn.
Mówiła bardzo cicho i niepewnie, a jej głos przypominał wiatr szumiący pośród wysokich traw, grający na kropelkach porannej rosy. Posiadała nienaganne maniery i zachowywała godny podziwu spokój, tak, że tylko dziecinna jeszcze buzia zdradzała jej młody wiek.
- Miło mi cię poznać Yù - uśmiechnął się i wyciągnął rękę, chcąc się przywitać.
Dziewczyna skinęła tylko głową, a jej subtelne dłonie niezmiennie pozostały splecione. Patrzyła niepewnie na swoją babkę, posyłając jej pytające spojrzenie.
- Możesz już odejść do pokoju, serduszko.
- Czy coś nie tak? - zapytał zaniepokojony Michael.
Młoda kobieta skłoniła się najpierw jemu, później babce i odeszła na liliowych stópkach, stąpając z gracją, jak gdyby chodziła po najlżejszych obłokach. Mężczyzna powiódł zaciekawionym wzrokiem za tą zagadkową istotą, a dopiero po chwili ponownie odezwała się starsza pani.
- To jeszcze pisklę, które dopiero co wyfrunęło z gniazda. Jej rodzice są tradycjonalistami, dlatego jest taka powściągliwa. Proszę się nie martwić, panie Jackson, nie sprawi panu kłopotów.
- Jestem tego pewien - odrzekł w zadumie, zastanawiając się, jak wiele jeszcze sekretów skrywa ta niepozorna osóbka.
- Uhm.... a więc to jest twoja wnuczka, Lu Lu...
- Jakiś pan taki niewyraźny... Czy coś się stało? - zapytała, zaskoczona jego reakcją, gosposia.
- Wychodzi na to, że jednak nic, o czym wcześniej ci opowiadałem, nie było snem. To tę młodą damę widziałem dziś nad ranem, ale zupełnie wyleciało mi z głowy, że na wczorajszy wieczór przypadał dzień jej przybycia. Bardzo mi przykro z tego powodu. Czy zechciałabyś mi się przedstawić? - zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny.
- Nazywam się Yù Xīn.
Mówiła bardzo cicho i niepewnie, a jej głos przypominał wiatr szumiący pośród wysokich traw, grający na kropelkach porannej rosy. Posiadała nienaganne maniery i zachowywała godny podziwu spokój, tak, że tylko dziecinna jeszcze buzia zdradzała jej młody wiek.
- Miło mi cię poznać Yù - uśmiechnął się i wyciągnął rękę, chcąc się przywitać.
Dziewczyna skinęła tylko głową, a jej subtelne dłonie niezmiennie pozostały splecione. Patrzyła niepewnie na swoją babkę, posyłając jej pytające spojrzenie.
- Możesz już odejść do pokoju, serduszko.
- Czy coś nie tak? - zapytał zaniepokojony Michael.
Młoda kobieta skłoniła się najpierw jemu, później babce i odeszła na liliowych stópkach, stąpając z gracją, jak gdyby chodziła po najlżejszych obłokach. Mężczyzna powiódł zaciekawionym wzrokiem za tą zagadkową istotą, a dopiero po chwili ponownie odezwała się starsza pani.
- To jeszcze pisklę, które dopiero co wyfrunęło z gniazda. Jej rodzice są tradycjonalistami, dlatego jest taka powściągliwa. Proszę się nie martwić, panie Jackson, nie sprawi panu kłopotów.
- Jestem tego pewien - odrzekł w zadumie, zastanawiając się, jak wiele jeszcze sekretów skrywa ta niepozorna osóbka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz