poniedziałek, 28 października 2013

Nefrytowe Serce_13

Ten telefon sprawił, że jej świat roztrzaskał się na tysiące maleńkich kawałeczków. Nic nie wskazywało na to, że tak słoneczny i pogodny dzień zamieni się w istny koszmar. Siedziała wtedy w jasnej bibliotece, otoczona tak wielką ilością ksiąg, że nie była jej w stanie zliczyć, w towarzystwie swojego mentora. Rozmawiali wtedy akurat o rasizmie panującym w Stanach Zjednoczonych w latach pięćdziesiątych. Michael przedstawiał jej właśnie sylwetkę Martina Luthera Kinga, jednego ze swoich autorytetów. Nie wierzyła w to, jak bardzo Afroamerykanie byli szykanowani i upadlani. Gdy szeroko otwierała oczy ze zdziwienia, poznając kolejny przykry fakt dotyczący "tamtej" Ameryki, do biblioteki wpadła niczym burza, roztrzęsiona Lu Lu. Wnuczka popatrzyła na nią z przerażeniem malującym się na jej dziecięcej buzi, a Michael ustąpił miejsca staruszce. Dopiero kiedy złapała głębszy oddech poprzedzony kilkoma wybuchami płaczu odpowiedziała na niezadane pytania dręczące ich oboje.
- Yù, dzwoniła twoja matka...
- Co się stało, babciu? - zapytała dziewczyna, klękając u nóg kobiety.
- Twój ojciec... Miał zawał.
- Jak to?! Czy jest w szpitalu? Jak on się czuje?!
Babka pokręciła tylko przecząco głową i powtórnie zalała się łzami. To, co wtedy poczuła dziewczyna, ciężko jest opisać słowami. W jednej chwili straciła grunt pod nogami, co dotychczas nigdy jej się nie przytrafiło. Wtuliła się w kwiecistą spódnicę opiekunki i gorzko zapłakała. Obok kobiet stał rozkojarzony pan domu, który zupełnie nie wiedział, co ma ze sobą począć. Przyglądał się tej scenie rozpaczy, sam odczuwając głęboki smutek. Czy jeszcze nie dosyć cierpień doświadczyła ta rodzina? Należało działać jak najszybciej, póki był w stanie pomóc. Spojrzał załzawionymi oczami na szlochającą dziewczynę, która wbrew własnej woli powoli osuwała się w nicość...
*
Kiedy po raz pierwszy uniosła powieki, poczuła tępy ból, który rozrywał jej głowę oraz mocne pieczenie opuchniętych oczu. Dopiero po chwili poczuła tak znajomy zapach starych mebli i kwiatów wiśni w kryształowym wazonie. Powoli, mimo nieznośnego bólu podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała po pokoju. Nie mogła uwierzyć własnym oczom! Znajdowała się w tej samej izbie dla kobiet, w której spędziła osiemnaście lat swojego życia i może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż jeszcze parę godzin wcześniej znajdowała się w Neverlandzie. Jakim cudem wylądowała w swoim domu w Pekinie? Powoli przypominała sobie co zaszło, zanim niewyjaśnionym sposobem pojawiła się tutaj. Była w bibliotece... przyszła babcia Lu Lu i powiedziała... Jej ojciec nie żyje. Znów poczuła to ukłucie bezsilności w słabym, dziewczęcym sercu. Potem widocznie musiała zemdleć, bo już nic więcej nie pamięta... Opuściła ostrożnie swoje lilie na drewnianą podłogę i wsunęła je w ręcznie haftowane, czerwone pantofelki, które zaczęła robić jeszcze przed wyjazdem. Jej matka musiała je dokończyć, po jej odejściu... Cichutko jak mysz prześlizgnęła się przez korytarze na piętrze i bezszelestnie zeszła po schodach, zjawiając się niczym duch, w przestronnym salonie. Zastała tam dwie, ubrane w żałobny kolor- biały kobiety popijające herbatę w żałosnej ciszy oraz szczupłego mężczyznę oglądającego album ze zdjęciami. Jego smukłe palce przewracały spokojnie kolejne lekko zakurzone strony rodzinnych wspomnień. Podeszła do stołu, przy którym siedziały jej rodzicielka i babka, po czym z pokorą i miłością objęła zrozpaczoną matkę. Michael na moment oderwał się od zdjęć i przyglądał się tej scenie. Starsza Chinka, mimo iż była matką Yù, była od niej zupełnie inna. Miała przysadzistą budowę ciała, lekko falowane włosy ułożone w misterny kok i oczy kolory błotnistej kałuży. Jej niegdyś zapewne urodziwą twarz przecinały nie całkiem płytkie zmarszczki i zagłębienia. Kąciki jej ust opadające smutno potęgowały wrażenie, iż jest raczej osobą zimną i nieprzystępną. Dopiero teraz pojął, po kim młoda dziewczyna tak naprawdę odziedziczyła urodę. Za pomocą swojej bogatej wyobraźni cofnął się o kilkadziesiąt lat i nimi oglądał piękną, nastoletnią Lu Lu przechadzającą się po Pekinie. To ją widział w albumie! A był przekonany, że to fotografia wykonana Yù, tuż przed jej wyjazdem do Ameryki...
- Matko... Sądzę, że już poznałaś pana Jacksona...
- Tak, twoja babka przedstawiła mi naszego gościa - skłoniła się pokornie w kierunku mężczyzny. - Bardzo mi miło gościć pana w naszym domu. Szkoda tylko, że w tak przykrych okolicznościach.
- Ja również dziękuję za gościnę...
- Ależ to żaden kłopot. Yù Xīn, chodźmy na górę. Pomogę ci się przebrać, bo niedługo musimy ruszać.
- Ruszać? Ruszać dokąd?
- Jak to "dokąd"? Na cmentarz, dziecko... Dziś jest pogrzeb twojego ojca.
- Przecież dopiero co przyjechaliśmy. Jak to możliwe, żeby wszystko zostało tak szybko załatwione? - zapytała zaskoczona.
- Przybyliście tutaj dwa dni temu, córko. Przespałaś całe dwie doby. Chciałam cię obudzić, ale babka Lu Lu stanowczo się temu sprzeciwiała. A teraz już chodź. Nie mamy czasu do stracenia.
Wzięła dziewczynę pod rękę i bardzo energicznie zaczęła wdrapywać się po schodach. Michael odprowadził je wzrokiem, co nie uszło uwadze spostrzegawczej staruszce. Odmówiła w myślach błagalną modlitwę, by jej myśli nigdy się nie ziściły...
*
Kroczyła dumnie u boku swej matki w tym żałobnym kondukcie, nie spuszczając oczu z hebanowej trumny zdobionej pozłacanymi wzorami. Po swojej drugiej stronie miała babkę ocierającą gorzkie łzy fiołkową chusteczką. Dziewczyna była ubrana w długą, białą, opinającą jej zgrabne ciało suknię, a na głowie miała woalkę zakrywającą częściowo jej śliczną twarz. On, przebrany dla zachowania anonimowości, obserwował ją z daleka, idąc na samym końcu tego smutnego pochodu. Przed nim dreptali powoli najwięksi bogacze Chin, chcący uczcić pamięć wielkiego człowieka, pana Yù Shoana, a także wynajęci przez rodzinę grajkowie muskający smyczkami delikatne struny skrzypiec oraz walący w ogromne bębny. Nie śmiał zbliżyć się choćby odrobinę do drobnej sylwetki przyjaciółki, nie chcąc narazić jej na wstyd i nieżyczliwość zebranych żałobników, choć wiedział, że w takiej chwili powinien ją wspierać. Mógł mieć jedynie nadzieję, że czuła jego obecność, co dodawało jej siły. Kiedy nareszcie przystanęli, ujrzał wijącą się zmysłowo w biało - czerwonej sukni kobietę, na niewielkim podeście, tuż przy rozkopanym grobie. Jej twarz była niezwykle tajemnicza, a egzotyczne oczy tak nieodgadnione, że każdy mężczyzna miał ochotę rozwikłać ich zagadkę. Gdy zakończyła swój, niejako dedykowany zmarłemu, taniec, kapłan odprawił ostatnie rytuały, a trumna z ciałem pana Yù, owiniętym w biały całun i namaszczonym wonnymi olejkami, spoczęła w miejscu wiecznego snu. Po chwili dały się słyszeć głośne wybuchy, a wszyscy zebrani, jak zahipnotyzowani wpatrywali się w niebo, które rozświetlało tysiące kolorowych fajerwerków.
- Spoczywaj w pokoju, Yù Shoanie, najmądrzejszy i najuczciwszy z obywateli naszego miasta...





5 komentarzy:

  1. Uwielbiam Twoje opowiadania ;) Są świetne, zupełnie inne od tych wszystkich, które zazwyczaj czytam. Może to dlatego, że tak uwielbiam Michael'a?
    W każdym razie są cudowne!
    P.S. Widzę, że zmieniłaś tło na blogu. Bardzo mi się podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że tak późno ale jakoś czasu brak ;/
    W każdym razie, notka super. Uwielbiam Cię po prostu <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Trafiłam tu przypadkiem, bo szukałam czegoś w google. Szkoda, ze ostatni wpis jest z ubiegłego roku, no szkoda. Mam nadzieję, że zaczniesz pisac dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę dalej, a ostatni wpis jest z wczoraj :) Pozdrawiam

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń