środa, 2 kwietnia 2014

Just Good Friends_22

- Boże, jak tutaj jest pięknie...
Siedział na skórzanym fotelu w limuzynie, która mknęła przez ulice hiszpańskiego Santa Cruz de Tenerife. Od morza wiał chłodny wiatr, pieszcząc jego twarz przez uchyloną szybę. Kąciki ust uniosły się znacznie, gdy z rozmarzonymi oczami zwrócił się do przyjaciółki.
- Tak ci zazdroszczę, Elen. Dorastałaś w tak cudownym miejscu.
- Poczekaj, aż zobaczysz ulicę, przy której stoi mój dom. Calle de Miraflores nie ma sobie równych.
Dalej jechali w milczeniu. Co jakiś czas tylko dziewczyna podawała kolejne instrukcje, będącemu po raz pierwszy w Hiszpanii, Bill'owi. Michael, zaciągając się lekko słonym, śródziemnomorskim powietrzem, zastanawiał się, jak wyglądać będzie miejsce, w którym Elena spędziła dzieciństwo. Niejednokrotnie wspominała mu o drzewkach pomarańczowych rosnących w jej ogrodzie, czy długich, krętych alejkach z różnobarwnych kamieni. Wyobrażał sobie to wszystko i nie mógł wyjść z podziwu nad urodą tej okolicy, mimo iż tak naprawdę jeszcze jej nie widział. Lecz bardziej niż krajobrazów, ciekaw był pana Castellano. Przyjaciółka, podczas ich licznych rozmów, wiele razy przywoływała zabawne lub przejmujące anegdoty dotyczące swojego ojca. W jej opowiadaniach Claudio wydawał mu się być człowiekiem bardzo ciepłym, pomocnym i mającym ogromną słabość do swojej córeczki. Jaki był w rzeczywistości? Już za chwilę przyjdzie mu się o tym przekonać. Auto zaczęło zwalniać, aż wreszcie zatrzymało się na podjeździe jednego z nielicznych domów na tej ulicy. Michael wysiadł jako pierwszy i podbiegł z drugiej strony samochodu, by otworzyć drzwi Elenie. Kiedy już oboje byli na zewnątrz, mężczyzna rozejrzał się wokoło, a jego usta otworzyły się w geście podziwu. Dziewczyna nie przesadzała. Droga, wzdłuż której stały pojedyncze domy, po obydwu stronach obsadzona była najróżniejszymi kwiatami.Wszystkie pachniały tak słodko, mieszając się z chłodnym, północnym wiatrem. Raz po raz słychać było kolejne fale rozbijające się o piaszczysty brzeg, który można było oglądać z każdego okna. Stał, zauroczony widokiem rozciągającym się daleko, aż do granicy horyzontu, kiedy usłyszał za sobą roześmiany, męski głos:
- ¡Buenas tardes! Jak się udała podróż? Elena, princesa, wyglądasz fenomenalmente! A to pewnie jest twój prometido? Niech no uścisnę ci dłoń, chłopcze.
- Papá... daj spokój...
Niski, raczej krępy mężczyzna z promiennym uśmiechem na opalonej hiszpańskim słońcem twarzy podszedł i przywitał się z jedynaczką, po czym dokładnie przyjrzał się jej towarzyszowi. W kwiaciastej koszuli i szarych, dość eleganckich spodniach wyglądał jak typowy facet po sześćdziesiątce. Jego włosy, choć już przerzedzone przez czas, lśniły głębią czerni, tylko gdzieniegdzie przypruszone siwizną. Silne, przeorane wgłębieniami dłonie świadczyły o tym, że w życiu nie uchylał się od ciężkiej pracy. Jednocześnie miał w sobie coś, co natychmiast sprawiało, że obdarzało się sympatią i zaufaniem. To wyjątkowy moment, kiedy spotykają się ze sobą dwie osoby o tak podobnych charakterach...
- Michael, querido, miło mi cię wreszcie poznać! Elena wiele mi o tobie opowiadała... Nie martw się, por supuesto, same komplementy - mrugnął do niego porozumiewawczo, czując dłoń córki na swoim ramieniu.
- Papá, lepiej wejdźmy do środka. Ten upał staje się nie do wytrzymania, a Mike nie może przebywać na słońcu zbyt długo.
- Dobrze, podwieczorek jest już gotowy. Alfajor i zielona herbata, tak jak lubisz, mi princesa.
Przyjaciel posłał dziewczynie pełne wdzięczności spojrzenie i podążył za nią w stronę frontowych drzwi. Kiedy przekroczył po raz pierwszy próg domu rodziny Castellano, uderzyły go jego prostota i ciepło bijące z każdego kąta. Dało się wyczuć zapach ciasteczek dopiero co wyjętych z piekarnika, które stały na drewnianym stole nakrytym żywym, zielonym obrusem. Wiszące na beżowych ścianach obrazy przedstawiały kobietę, którą widział już przedtem w albumie przyjaciółki. 
- Przepraszam, czy mógłbym skorzystać z toalety?
- Jasne, na piętrze, drugie drzwi na prawo. Zaprowadzić cię?
- Dziękuję, poradzę sobie. Wracam za moment.
Michael zniknął na schodach, kiedy ojciec przyglądał się uważnie swojej pięknej córce. Dziewczyna była ubrana w białą sukienkę z rzemykowym paskiem na biodrach, która odsłaniała zgrabne nogi dziewczyny. Nie dało się jednak nie zauważyć gojącej się rany, która przecinała jej piszczel krwistą bruzdą. 
- Bella, co ci się stało?
- Och, nic poważnego, Papá. Potknęłam się i rozcięłam nogę, ale już wszystko w porządku.
- Krwawiłaś? Ktoś był wtedy z tobą - widziała, jak twarz rodziciela zmienia barwę z rumianej, na popielatą, a w oczach maluje się przestrach.
- Byłam z Michaelem, ale nie miał styczności z moją krwią. Zaraz po upadku wszystko dokładnie wyczyściłam, a ręczniki spaliłam.
- Zuch dziewczynka. A czy twój prometido wie o twojej... przypadłości?
- Nie i wolę, żeby tak zostało. Obiecaj, że mu nie powiesz.
- Jeśli tego nie chcesz, princesa, nie pisnę słowa.
- Dziękuję, Papá - powiedziała, obejmując ojca. - Mike, chodź już, bo herbata zaraz wystygnie...

*

Słońce zalewało złotą poświatą piaszczystą plażę, na której pozostawiali ślady swoich stóp, raz po raz zalewane przez nadpływające fale. Chłodny wiatr przeczesywał im włosy tak delikatnie, jak robi to matka swoim dzieciom. Chmury, nie spiesząc się donikąd, przesuwały się miarowym tempem po purpurowym niebie. Szli, ramię w ramię, rozkoszując się tą krótką chwilą wytchnienia na łonie przyrody. On, przebrany już w wygodniejsze rzeczy, z włosami związanymi w luźny kucyk, co jakiś czas wyprzedzał dziewczynę, by za moment znaleźć się za jej plecami, po raz kolejny próbując napędzić jej stracha.
- Michael, przysięgam, że jeśli jeszcze raz spróbujesz mnie nastraszyć, nie wrócisz do domu suchy.
- To groźba, czy prośba? - zapytał, po czym bez zastanowienia ochlapał ją morską wodą.
- Zabiję cię, Jackson!
Rozpoczęła się istna morska batalia. Chlapali na siebie, uciekali, gonili bez wytchnienia, a rozedrgane powietrze przecinały piski i śmiechy, aż wreszcie mężczyzna ogłosił rozejm. Patrzył urzeczony na przyjaciółkę, która z mokrymi włosami okalającymi jej buzię, śmiała się, jak dziecko. Biała sukienka, spod której prześwitywało jej zgrabne ciało, odsłaniała także fragmenty koronkowej bielizny, którą dziewczyna miała na sobie. Michael poczuł, jak pieką go policzki, a ona natychmiast zorientowała się, o co chodzi.
- Hej! Widzę to spojrzenie. 
- Przepraszam, Elen... Proszę, okryj się - powiedział, otulając ją swoją bluzą.
- Dzięki. Wiesz, Mike, czasem zastanawiam się, jak to jest, że ty - wielka gwiazda, jesteś tak nieśmiały.
- Scena daje mi to poczucie bezpieczeństwa, którego nie dostaję w codziennym życiu. Tutaj muszę przejmować się każdym ruchem, każdym słowem, każdym gestem, bo jestem za nie oceniany. Gdy występuję, liczą się tylko fani i muzyka. To ona uwalnia mnie od wszystkiego, co mnie ogranicza.
- Twoje koncerty są niepowtarzalne... Tak bardzo się cieszę, że mogę być blisko ciebie. Nie dlatego, że jesteś sławny, ale dlatego, że jesteś sobą - powiedziała, uśmiechając się.
Obejmował ją ramieniem, a zapach jej ciała w połączeniu ze świeżym powietrzem dawał mieszankę piorunującą, tworzącą chaos w jego myślach. Zastanawiał się, jak długo przyjdzie mu cieszyć się szczęściem, jakie odczuwał teraz, z daleka od paparazzich, obłudnych plotek, ciekawskich spojrzeń i zawiści. Chciał, by ten stan trwał jak najdłużej... Chciał po prostu czuć się wolnym.








2 komentarze:

  1. Uwielbiam sposób, wjaki opisujesz krajobrazy, kiedyś urzekł mnie opis Neverlandu, a teraz domu rodzinnego Eleny :) Od razu poczułam magię lata, zapach kwiatów, ciepły uścisk jej ojca... Jesteś po prostu czarodziejką :) Przepiękne opowiadanie, jedno z moich trzech ulubionych na tej stronie (pozostałe to "Destiny" i "Ynitsed"). Trzymaj tak dalej, bo Cię uwielbiamy ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co to za tajemnicę skrywa Elena...

    OdpowiedzUsuń