Kiedy wreszcie przyjdzie ten moment, kiedy uwierzy, że na niektóre rzeczy jest już zwyczajnie za późno? Siedząc na wilgotnej od wieczornej rosy trawie, pamięcią wciąż powracał do chwil spędzonych z Eleną. Przed oczyma rozgrywała się scena sprzed roku, kiedy to pożądanie uderzyło im do głów. To właśnie wtedy dziewczyna zdradziła mu swoją tajemnicę, licząc na zrozumienie i pomoc, jednak on potrafił tylko ją odrzucić. Przecież nie tak dawno temu walczył z wykluczeniem przez społeczność ludzi chorych na AIDS, kiedy to Ryan był jego najlepszym przyjacielem, więc dlaczego wtedy zareagował w ten sposób? Czy przestraszył się, że tak niewiele zabrakło, by i on się zaraził? Bzdura... Uważał przyjaciółkę, za osobę odpowiedzialną, która za nic w świecie nie chciałaby go skrzywdzić. Nie mógł powtarzać typowego usprawiedliwienia, iż nie miał tak bezpośredniej styczności z chorobą, ze względu na nastolatka, z którym spędzał wiele czasu. Powinien uderzyć się w pierś i przyznać, że okazał się zwyczajnym tchórzem niegodnym choćby jednego jej spojrzenia. Szkoda, że nie będzie miał już okazji.
- Panie Jackson... Ma pan gościa - zawołała gosposia z hallu.
To dziwne... O tej porze nie spodziewał się już raczej nikogo, tym bardziej bez zapowiedzi. Mimo wszystko zawinął się szczelniej czerwonym szlafrokiem i ruszył przez taras w stronę salonu. Lekki wietrzyk muskał jego policzki, jakby zapewniał, że wszystko jakoś się ułoży i rozwiewał pojedyncze pasma włosów, które uwolniły się z upięcia. Po krótkim spacerze, nareszcie znalazł się w miejscu, w którym czekała na niego wytęskniona niespodzianka.
- Michael... przyjechałam się pożegnać.
Elena wyglądała olśniewająco w białej, bawełnianej koszuli i beżowych szortach, z włosami luźno opadającymi na delikatne ramiona i plecy. Była cudowna. Piękno w najczystszej postaci, niczym miód zalewające jego serce i oczy, któremu nie potrafił się oprzeć. Podszedł do niej, ostrożnie, jakby zbliżał się do płochliwej sarenki, nie chcąc sprowokować jej ucieczki. Gdy wreszcie utulił ją w swoich ramionach, poczuł, że kawałki, na jakie rozsypał się jego świat, powoli wracały na swoje miejsca, wiedzione magią miłości. Uwierzył, że jeszcze może być szczęśliwy. Bez słów, z uśmiechem rozpromieniającym jego twarz, poprowadził ją za rękę do swojej sypialni. Gdy oboje usiedli na przestronnym łóżku, nieprzygotowanym jeszcze do snu, mężczyzna powiedział:
- Tak bardzo cię przepraszam, Elen. Nie powinienem był wtedy tak zareagować. Miałem być dla ciebie wsparciem, a okazałem się marnym przyjacielem. Tak bardzo mi przykro...
- Nie mam do ciebie żalu. Rozumiem, że wiadomość o mojej chorobie mogła cię zaskoczyć. Ale musisz wiedzieć, że nie zapadłam na nią z własnej głupoty. Moja matka, zanim jeszcze mnie urodziła, została zakażona w szpitalu przez niesterylną igłę. Kiedy decydowała się na dziecko, nie miała pojęcia, że jest nosicielką... Gdyby wiedziała, możliwe, że nigdy nie podjęłaby tego ryzyka... Tak, czy inaczej urodziłam się z wyrokiem i nic nie mogę na to poradzić. Nawet drobne przeziębienie może okazać się dla mnie śmiertelne... Dlatego właśnie przyszłam się pożegnać.
- Proszę cię, nie mów tak - wyszeptał, gładząc jej policzek. - Zostań ze mną.
- Nie mogę, Mike. Nie zamierzam przysparzać ci jeszcze więcej bólu. Jutro wracam do domu, zamieszkam razem z tatą. Jeden Bóg wie, ile jeszcze będę żyć.
- Nie zostawiaj mnie proszę, bez ciebie nigdy już nie będzie tak samo. Zostań chociaż do jutra... Rano porozmawiamy o tym jeszcze raz..
- Skoro nalegasz...
Mężczyzna patrzył, jak zmęczona ostatnimi wydarzeniami dziewczyna słania się, a jej powieki stają się coraz cięższe. Gestem zachęcił ją do położenia się na łóżku, po czym nakrył ją lekką, puchową kołdrą i ułożył się obok niej. Gdy Elena zapadała w sen, objął ją ramionami, by nie stracić jej już nigdy więcej. Tego właśnie potrzebował. Czuć jej zapach i bliskość jej ciała, uśmiechać się i ocierać jej łzy... Delikatnie musnął wargami jej skroń i zamknął oczy, wyrównując swój oddech. Zasnął, marząc o ich wspólnej przyszłości.
*
Najdroższy!
Przepraszam, że żegnam się z Tobą w ten sposób, ale obawiam się, że gdybym zrobiła to twarzą w twarz, nie potrafiłabym odejść. Życzę Ci, byś odnalazł w życiu to, czego szukasz i abyś pozostał tym samym, cudownym człowiekiem. Nigdy się nie zmieniaj. Kocham Cię... i będę Cię kochać już zawsze
Twoja Elena
Nie chciała pozwolić niepokornym łzom rozmazać jej starannego pisma, dlatego szybko odłożyła kartkę obok lampki nocnej i wierzchem dłoni otarła słone krople. Mogłaby go pocałować, po raz ostatni zasmakować jego ust, ale czy cokolwiek by to zmieniło? Czy cofnęłoby czas? Ułaskawiłoby wyrok śmierci? Obdarzyła go uśmiechem zarezerwowanym tylko dla niego i cichutko przymknęła drzwi sypialni. Opuszczała posiadłość ze słowami Johna Donne'a odbijającymi się echem w jej głowie: Miłość, zawsze jednaka, nie zna pór roku ani granic, ani godzin, dni, miesięcy...
Jak widzicie, opowiadanie "Just Good Friends" dobiegło końca. Dziękuję wszystkim, którzy zostawiali tutaj swoje komentarze, a także okazywali wsparcie w każdy inny sposób. Bez Was to wszystko nie miałoby sensu. Muszę zakomunikować, że prace nad kolejnym opowiadaniem idą pełną parą, jednak pierwsza jego część zostanie zaprezentowana dopiero pod koniec lipca. Mam nadzieję, że do tego czasu pozostaniecie cierpliwi. Na stronie pojawiła się także ankieta, w której możecie głosować na swoją ulubioną bohaterkę. Wygrana postać pojawi się raz jeszcze w jednoczęściowym opowiadaniu. Tymczasem żegnam się w Wami i życzę cudownych wakacji.
Do zobaczenia
Liberian_Girl