wtorek, 26 lutego 2013

Ynitsed_21

Wiem, że ostatnie części nie są wybitnie długie i kreatywne. Postaram się poprawić w najbliższym czasie ;)
******
- Będziesz Mamą Maddie... - patrzył na nią błyszczącymi oczyma. - Nie mogę w to uwierzyć... Tak bardzo się cieszę...
Zamknęła oczy. Miała nadzieję, że to tylko sen. Nie. Nie chciała, żeby ten moment okazał się jedynie złudzeniem. Był przy niej Michael i tylko to miało teraz znaczenie. Była w ciąży. Musiała dowiedzieć się o tym właśnie teraz? Teraz, gdy już wszystko w jej głowie zostało poukładane? Jej małżeństwo było jedynie iluzją trwałego, szczęśliwego związku. Próbą ucieczki od uczucia, które pochłonęła odległość. Popełniła błąd, a teraz musi go naprawić. To nie jego wina, jest naprawdę troskliwym i kochającym facetem... Ale to nie to, czego pragnie. Pragnie Michaela. Teraz. Od zawsze. Na zawsze. Ale czy nie powinna trzymać swoich pragnień na wodzy? Co z dziećmi? Czy powinna pozbawiać je ojca? Przecież nie zabroni Stevenowi spotykać się z nimi. Michael też będzie wspaniałym tatą. Zawsze chciał nim być. Mówił o dzieciach z tak niewyobrażalnie ogromną miłością i troską... Już zdecydowała. Odejdzie od męża. Wszystko się jakoś ułoży...
- Michael...
- Jesteś przemęczona Maddie... Powinnaś odpoczywać, nie przemęczaj się...
- Odchodzę od Stevena.
- Co?
Jego twarz przybrała wyraz niedowierzania pomieszanego z lękiem i wielką radością. Nie potrafił zrozumieć słów, które przed chwilą wypowiedziała. Były one dla niego jednocześnie ogromnym szczęściem jak i przekleństwem. To z jego powodu chciała rozstać się ze Stevenem... Jednak tak bardzo pragnął mieć ją obok siebie, że nie potrafił odmówić. Zapytał tylko:
- Jesteś tego pewna?
- Jestem tego pewna jak cholera...
*
- Dzień dobry panie doktorze. Jak wyniki mojej żony?
- Pańskiej żony? Ale mąż pani Rilley jest właśnie u niej w odwiedzinach...
- Co?!
Nie wierzył własnym uszom. Jak to "jej mąż"? Przecież to on nim był! Nie czekając na odpowiedź lekarza, rzucił się biegiem w stronę sali, na której leżała jego kobieta. Wpadł do środka niczym huragan. Zobaczył Maddie śpiącą smacznie w szpitalnym łóżku, a obok niej nieznanego mężczyznę trzymającego jej rękę. Miliard myśli kłębiło się teraz w jego głowie.
- Co pan tu robi? Kim pan jest?
Michael powoli odwrócił się, jakby obudzony z letargu, i spojrzał spokojnie na Stevena. Nie podejrzewał, co może się stać za chwilę...


niedziela, 24 lutego 2013

Ynitsed_20

Leżała z przymkniętymi oczami wsłuchując się w dźwięk brzęczącego wentylatora. Szaro-białe ściany, zielona kołdra, którą była przykryta, to wszystko było przesadnie sterylne. Była przemęczona wizytą dzieci i męża, chociaż musiała przyznać, że była to pierwsza przyjemna chwila od dwóch dni. Nie bardzo pamiętała jak właściwie się tu znalazła. Wciąż bolała ją głowa, z tym, że dołączyły mdłości i poczucie osłabienia. Obok niej, na białej szafce stała ulubiona maskotka jej córki oraz bukiet żonkili od Stevena. Ktoś zapukał cicho...
- Proszę.
Drzwi skrzypnęły i powoli otworzyły się, ale nie widziała, kto był za nimi. Wciąż miała zbyt miało siły, by unieść ciężkie powieki. Dostrzegła jedynie wysoką, szczupłą postać, która bezszelestnie weszła do środka. Stanęła w dole łóżka i bez słowa przypatrywała się jej w skupieniu. Dopiero po chwili kobieta zauważyła, że tajemniczy gość klęka obok niej i delikatnie ujmuje jej dłoń w swoje silne, męskie ręce. Już wiedziała, kim on jest. Poczuła na swojej skórze ciepłe, mokre łzy, które spływając powoli, wyżłobiły niewidzialne rany. Chciała coś do niego powiedzieć... cokolwiek. Ale nie mogła. Słowa uwięzły jej w gardle przedłużając niekończącą się ciszę. Jego usta zostawiały na każdym z jej smukłych palców płonący znak tęsknoty. Zebrała wszystkie siły na jakie było ją stać w tamtej chwili i pogładziła delikatnie jego policzek. Spod gęstych rzęs uroniła błyszczącą na jej bladej twarzy łzę. Dopiero wtedy mężczyzna podniósł się i nachylił nad nią. Pocałował jej czoło wciąż nie puszczając jej ręki. Właśnie wtedy do sali wszedł lekarz. 
- Dobry wieczór pani Rilley. Widzę, że ma pani gościa...
Niezauważalnie otarł wilgotne policzki i usunął się w kąt pokoju. Doktor przejrzał dokładnie kartę Madeline i pokiwał głową ze zrozumieniem. 
- Mam dla pani dobrą nowinę... Okazało się, że te wszystkie sensacje, jak ból głowy, omdlenie, czy mdłości nie są spowodowane przez żadną chorobę.
- Więc co jest przyczyną? - odezwał się Michael drżącym głosem.
- A mógłbym wiedzieć, kim pan jest?
Kobieta wyciągnęła nieznacznie dłoń w jego kierunku dając do zrozumienia, by stanął obok. Doktor nie musiał już więcej pytać.
- Niedługo poczuje się pani lepiej, a teraz musi pani porządnie wypocząć. To bardzo ważne zarówno dla pani jak i dla dziecka.
Madeline otworzyła oczy i spojrzała pytająco na lekarza. Czuła, że dłoń Michaela trzymała ją teraz nieco mocniej i pewniej. 
- Gratuluję - dodał na wychodnym i opuścił salę. 
Zostali tylko we dwoje. Michael nachylił się ponownie i dotknął swoimi jej ust. Teraz już była naprawdę jego. Wiedział, że już go nie zostawi, a może tylko miał taką nadzieję...

wtorek, 19 lutego 2013

Ynitsed_19

- Cześć, jestem Michael. A ty jak masz na imię?
Mężczyzna uśmiechnął się naturalnie widząc zawstydzonego chłopca. Mały, utwierdzony w swoich przekonaniach, patrzył na swojego idola wielkimi, brązowymi oczyma. Dopiero po dłuższym milczeniu zdecydował się odpowiedzieć na zadane pytanie.
- Mam na imię David.
- Bardzo miło mi cię poznać - uścisnął dłoń chłopca. - Kim chciałbyś być w przyszłości?
- Hmm... Chciałbym być taki jak ty...
- Posłuchaj, - był rozczulony słowami chłopca - nie możesz być taki jak ja. Możesz być o wiele lepszy. Wiąże się to z ciężką pracą, ale poradzisz sobie. Po prostu staraj się robić wszystko, jak najlepiej potrafisz... Obiecasz mi, że będziesz się starał?
- Obiecuję... Czy mógłbym ci coś dać?
Dziecko, choć jeszcze niepewne, poczuło się już lepiej. Kiedy Michael skinął głową twierdząco, wyciągnął do niego rękę, w której trzymał lalkę w czerwonej kurtce i spodniach.
- To jest moja ulubiona zabawka... Weź ją, proszę.
- Jeśli jest to twoja ulubiona zabawka, to nie mogę jej przyjąć. Ale wiesz co, David? Mam pomysł...
Dłonią pogładził się po karku próbując zlokalizować srebrny łańcuszek. Gdy wreszcie go znalazł, odpiął zręcznie i założył chłopcu na szyję.
- Ten krzyżyk dostałem od mojej przyjaciółki, kiedy zaczynałem śpiewać. Przyniósł mi wiele szczęścia, teraz czas, by pomagał tobie.
- Dziękuję...
Malec objął go swoimi rękami, pokazując jak wiele dla niego znaczy. Michael przytulił go także. Wiedział, że nie ma nic piękniejszego niż uczucia okazywane przez dzieci.Tylko co do ich prawdziwości mógł być pewien. Inni kłamali, by go wykorzystać, wycisnąć z niego jak najwięcej pieniędzy. Dlatego najlepiej czuł się w otoczeniu najmłodszych. Kiedy uścisk trochę zelżał, przyłożył palec do ust:
- Ciii... Niech to spotkanie będzie naszą małą tajemnicą, w porządku?
- Dobrze.
Chłopiec uśmiechnął się, a obaj przypieczętowali swój pakt uściskiem serdecznego palca.
- Proszę pana... - recepcjonistka wychyliła się zza swojego biurka.
Michael pomachał nowemu przyjacielowi, i oddalił się we wskazane przez kobietę miejsce.
*
Szedł długim, szarym korytarzem. Widok kolejnych sal z łóżkami, w których leżeli chorzy na najrozmaitsze przypadłości napawał go głębokim smutkiem. Dlaczego ci wszyscy ludzie muszą tak bardzo cierpieć? Jednak najbardziej żal było mu dzieci... Przecież one w niczym nie zawiniły. Do tego to miejsce, w którym musiały przebywać. Oddział dziecięcy , przez który teraz przechodził, emanował przygnębiającą energią, a brudnobiałe ściany sprawiały, że cała radość życia momentalnie umykała. Obiecał sobie, że zafunduje remont tej części szpitala, by mali pacjenci mogli szybciej dojść do zdrowia. Kiedy dochodził już prawie do końca, zobaczył drzwi pokoju numer 115. Zapukał cicho, oczekując na ukochany głos...


czwartek, 14 lutego 2013

Walentynkowe Nieporozumienie ♥

Z okazji dzisiejszego święta chciałam zrobić Wam niespodziankę. Będzie to podziękowanie za tak liczne odwiedzanie mojego bloga. Przypuszczam, że większość, o ile nie wszyscy moi czytelnicy, to płeć piękna (nie obrażając nikogo ;) ), stąd właśnie pomysł na tego rodzaju prezent. Teraz pokrótce wyjaśnię, o co mi tak właściwie chodzi. Za chwilę przeczytacie opowiadanie (nie będzie jego kontynuacji), ale nie dlatego będzie ono specyficzne. Zapewne zastanawiałyście się często, jak to jest być blisko Michaela... Powiedzmy, że Wasza wyobraźnia da Wam za chwilę możliwość "przeżycia" takich momentów. Nie bądźcie zaskoczone, pojawiającym się często "(Y/N)". Jest to skrót od "Your Name", czyli w tym właśnie miejscu możecie wstawić swoje imię. Spędźcie miły czas z Michaelem w ten niezwykły przecież dzień... ;)

 ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Jesteście z Michaelem przyjaciółmi od dobrych kilku lat. Zdążyłaś poznać go już prawie na wylot, a przynajmniej tak Ci się wydawało. Był zabawny, towarzyski i bardzo wrażliwy. To prawdopodobnie jedyna osoba, która "od tak" jest w stanie poprawić Ci humor. Rozmawiacie ze sobą codziennie, najczęściej przez telefon, gdyż on właśnie koncertuje promując płytę Dangerous. Potraficie gadać godzinami, ale jeżeli ktoś zapyta Was, o czym, nie potraficie odpowiedzieć. Są to po prostu spontaniczne rozmowy "o wszystkim i o niczym". Michael zaufał Ci już na tyle, że czasem zwierza Ci się ze swoich problemów dotyczących pracy, twórczości, czy po prostu samotności. Jednak nie robi tego zbyt często. Jedno, co na pewno możesz o nim powiedzieć to to, że jest twardy. Nie lubi się użalać i we wszystkim szuka jasnej strony. Chciałabyś być taka jak on... Ale od czego ma się przyjaciół...

Budzisz się w zimowy poranek dosyć wcześnie. Jest połowa lutego i mnóstwo śniegu pokrywającego, wszystko jak okiem sięgnąć, puchową kołdrą. Zastanawiasz się, jak mogłabyś spędzić ten "wyjątkowy" dzień. Walentynki. Dzień Zakochanych. A ty znów jesteś sama. Od widoku obściskujących się na każdym rogu par dostajesz ataku agresji, a wszędobylskie misie, serduszka i róże przyprawiają Cię o mdłości. Jesteś sama, no i co z tego? To jest tylko i wyłącznie Twój wybór. Nikogo nie powinno to interesować. Wkładasz na nogi puszyste kapcie i, szurając nieznacznie, suniesz do kuchni. Gdy tylko wygodnie rozsiądziesz się z kubkiem gorącej kawy w dłoni, oczywiście ktoś musi dzwonić do drzwi. Przeklinając w myślach dzień, w którym ktoś wymyślił dzwonki do drzwi, niechętnie otwierasz przybyszowi. Okazuje się nim być listonosz w humorze entuzjastycznym porównywalnie do Twojego. Ten człowiek to dopiero ma przechlapane. Musi roznosić te wszystkie romantyczne liściki i udawać, że to wszystko go obchodzi. Kwitujesz odbiór przesyłki w wyznaczonym miejscu i zamykasz drzwi, dziękując przy tym uprzejmie. Co było tajemniczą paczką? Ciekawość nie pozwala Ci czekać ani chwili dłużej, więc energicznie rozrywasz warstwę wierzchnią. Twoim oczom ukazuje się kaseta video z naklejoną karteczką "Dla (Y/N)". Od razu rozpoznajesz bazgroły Michaela. Czym prędzej pędzisz do swojego odtwarzacza i niczym dziecko czekające na swoją ulubioną bajkę, siadasz na podłodze na wprost telewizora. Coś skrzypnęło, zabrzęczało i na ekranie pojawił się obraz. Na początku trochę niewyraźny, rozmyty... Dopiero po chwili rozpoznajesz sylwetkę i rysy swojego przyjaciela. 
- Hej (Y/N)... Wiem, że kiedy to oglądasz, jest pewnie 14 lutego. Mam w związku z tym dla Ciebie pewną niespodziankę. Przyjadę po Ciebie o 17...
Jego głos był aż nadto podekscytowany, a oczy, nawet na ekranie, błyszczały niesamowitym blaskiem. Cieszysz się, że wreszcie go zobaczysz i nie bardzo zważasz na okoliczności tego spotkania. Idziesz na górę, chcąc wziąć długą kąpiel, jednak (z gapiostwa lub lenistwa) nie wyłączasz odtwarzacza. Kiedy znikasz za drzwiami łazienki, Michael wciąż mówi. Co mówi? Ha! Nie możesz tego wiedzieć... Jesteś przecież w innym miejscu.

Niebieskie jeansy. Biały golf. Włosy związane w luźną kitkę. Nie musisz się stroić. Idziesz na spotkanie z przyjacielem. On może widzieć cię nawet w najgorszej formie. Jeszcze tylko odrobina ulubionych perfum i będziesz gotowa. Ktoś powtórnie dzwoni do drzwi. Przysięgasz sobie w duchu, że jeśli ponownie zobaczysz za nimi listonosza, to chyba oszalejesz. Jednak widok sprawia, że uśmiech pojawia się na Twojej twarzy.
- Moja kochana (Y/N)... Jak ja Cię dawno nie widziałem... Urosłaś, czy mi się wydaje? 
Michael w niebieskiej koszuli, czarnych spodniach i z fedorą na głowie właśnie mocno Cię przytula. Nie zaprzeczaj, brakowało Ci jego dotyku, zapachu... Po prostu obecności.
- Jesteś gotowa?
Kiwnęłaś twierdząco głową. Nadstawia swoje ramię, a Ty bierzesz go pod rękę i razem opuszczacie Twoje mieszkanie. Michael przez całą drogę limuzyną jest milczący, jakby przygaszony. Ciągle pyta, jak Ty spędzasz czas, czy poznałaś kogoś nowego, jak tam w pracy... Nie chcąc wyjść na niegrzeczną, cierpliwie odpowiadasz na te pytania, ale widzisz, że z Twoim przyjacielem dzieje się coś niedobrego. Pytasz go o powód jego smutku, a wtedy on odpowiada pytaniem na pytanie...
- Widziałaś nagranie, które Ci wysłałem?
Gdy znów potakujesz, Michael jakby trochę się rozluźnia. Na jego pięknej twarzy znów pojawia się uśmiech.
- I co sądzisz?
Teraz widzisz, że jego nerwy osiągnęły punkt kulminacyjny. Ciągle przygryzał wargi, czekając na to, co powiesz. Kiedy odpowiadasz, że właściwie, to dlaczego miałabyś się nie zgodzić, on patrzy prosto w Twoje oczy. Chce być pewien, że jesteś szczera. Uśmiechasz się do niego, by dodać mu otuchy. Michael niebezpiecznie zbliża się do Ciebie. Pozostajesz w błogiej nieświadomości, że on chce się przytulić, jednak chwilę później to co Ci się wydawało nie jest już istotne. Dosłownie w jednej chwili czujesz na swoich jego ciepłe, miękkie usta. Jego lewa dłoń troskliwie podtrzymuje Twoją brodę. Zastanawiasz się, co od do jasnej cholery wyprawia?! Ale nie masz siły go zatrzymać. Roztapiasz się, niczym kawałek czekolady na języku. Podczas pocałunku, czujesz, że on się uśmiecha... Kiedy wreszcie delikatnie odsuwa się od Ciebie i wraca na swoje poprzednie miejsce, masz czas, żeby wrócić do stanu świadomości.
- Dziękuję Ci (Y/N)... To dla mnie wiele znaczy...
Pytasz go, o co mu tak właściwie chodzi, starając się na chwilę zapomnieć o najlepszym pocałunku w Twoim życiu.
- Jak to? Nie wiesz o czym mówię? Przecież oglądałaś nagranie... Oglądałaś je do końca, prawda?
I tu właśnie trafił w sedno. Kiedy Ty pluskałaś się w wannie, w salonie rozgrywała się prawdopodobnie scena Twojego życia. Michael widząc Twoją zawstydzoną minę, wzdycha głęboko. Jest świadomy, że będzie musiał to wszystko powtarzać od nowa.
- Chciałem Ci powiedzieć, że bardzo Cię lubię (Y/N)... Bardziej niż bardzo. Jesteśmy przyjaciółmi już od dawna i znasz mnie na wylot. Na tym filmiku.... Powiedziałem, że... Że Cię kocham. Kocham Cię i chciałbym, żebyś była ze mną. Jesteś jedyną kobietą, którą mógłbym prosić o stworzenie prawdziwego związku... Ale jeżeli nie chcesz, zrozumiem...
Jego oczy utkwione były teraz w podłogę, a policzki spłonęły rumieńcem. Na szali postawił właśnie Waszą przyjaźń i to, co mogłoby powstać, gdybyście zostali parą. Oboje dobrze wiedzieliście, że po jego słowach już nic nie będzie tak, jak dawniej. Od momentu, w którym Cię pocałował, zdałaś sobie sprawę, jak bardzo Michael jest nieśmiały. Może to nieporozumienie nie było aż takie złe? Widząc, że jego dłonie drżą lekko, czekając na Twoją odpowiedź. Obejmujesz swoimi je swoimi, dodając mu otuchy. Kiedy podnosi nareszcie wzrok, widzisz jego duże, czekoladowe, błyszczące oczy. Już chyba wiesz, co odpowiesz. Ale Michael już wie, bo słowa w tym momencie są zbędne. Twój uśmiech jest dla niego zielonym światłem. Wyciąga swoje silne ramiona i przytula cię, ocierając za Twoimi plecami łzę radości. Kiedy już wszystkie uniesienia przygasają, pytasz, dokąd się wybieracie. Limuzyna zatrzymuje się, a Michael zawiązuje Ci aksamitną opaskę wokół oczu, po czym szepcze do ucha:
- To niespodzianka dla Ciebie, (Y/N)...
Delikatnie całuje Twoją szyję i trzymając rękę na twojej talii, prowadzi cię w planowane miejsce. Wciąż masz opaskę na oczach, kiedy zatrzymujecie się,  a ziemia zaczyna drgać. Przytulasz się do Michaela, sądząc, że to trzęsienie ziemi. On jednak spokojny, po chwili odwiązuje opaskę. Dopiero teraz widzisz, że znajdujecie się w balonie, a gorące powietrze unosi Was wysoko do góry.
- Chciałem Ci pokazać coś, czego jeszcze nie widziałaś...
Kiedy Ty zachwycasz się widokami, Michael sięga do schowka i wyjmuje z niego Bukiet białych i czerwonych róż. Kiedy Ci je wręcza, jeden kwiat pozostaje w jego dłoni. Dopiero po chwili daje Ci go, mówiąc:
- Ta róża jest jak moja miłość do Ciebie... Kiedy spadną wszystkie płatki, ja przestanę Cię kochać...
Wtedy dopiero zauważasz, że kwiat jest sztuczny. Nie możesz się powstrzymać i całujesz go niespodziewanie. Michael wydaje się być tym mile zaskoczony.
- Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek, (Y/N)...
Stoisz oparta o balustradę kosza, a Michael stojąc za Tobą, troskliwie Cię obejmuje...



 ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

Jak Wam się podobało? Konstruktywna krytyka również mile widziana ;) Mamy 14 lutego. Cieszcie się miłością (nie tylko tą romantyczną). Życzę Wam, wszystkiego, co najlepsze.
Liberian_Girl

niedziela, 10 lutego 2013

Ynitsed_18

- Przepraszam panią... Dzieńdobry, czy jest tutaj może pani Madeline Rob... ugh, Rilley?
Blondynka po trzydziestce, nie oderwawszy wzroku od monitora, odpowiedziała bezbarwnym głosem:
- Proszę chwilę poczekać, muszę sprawdzić...
Więc nie pozostało mu nic innego, jak stać i czekać. Oparł się lekko o blat recepcji i patrzył na zgrabne palce owej recepcjonistki wystukujące niezbędne dane. Na serdecznym połyskiwał srebrny pierścionek z niewielkim diamentem. Był sobie w stanie wyobrazić, jak wygląda jej narzeczony. Postawny brunet z szarymi, przenikliwymi oczami. Nawet jeśli to nie była prawda (a istniało wielkie tego prawdopodobieństwo) to lubił sobie wyobrażać różne rzeczy... Gdy tak rozmyślał o tym, co mógłby sobie jeszcze wyobrazić, poczuł, że ktoś bardzo uważnie mu się przygląda. W tej chwili przyszła mu do głowy pewna myśl... Szlag by to! Wciąż wyglądał jak Michael Jackson! Nie, żeby było w tym coś dziwnego, bo przecież w istocie nim był... Ale stanowiło to ogromne zagrożenie. Jedynym, co go w tej chwili chroniło, była obecność maski na twarzy i brak czarnej fedory na głowie, która była jego znakiem rozpoznawczym. Starał się nie wzbudzać podejrzeń i zachowywać jak zwykły człowiek pragnący odwiedzić chorego bliskiego. Mimo to, nie mógł pozbyć się wrażenia, że ktoś już go rozszyfrował. Jak tylko mógł najspokojniej, odwrócił głowę i spojrzał za siebie. Obok gabinetu nr 119, na krześle siedziała niska, krępa kobieta koło czterdziestki, z twarzą przypominającą klauna. Nie obrażajcie się za to porównanie. Po prostu ilość makijażu, jaki miała na sobie wykraczała daleko poza jakiekolwiek normy. I musicie uwierzyć, że włosy ułożone za pomocą niewyobrażalnej ilości lakieru, nie dodawały jej choćby odrobiny uroku. Obok niej siedział natomiast chłopiec ubrany w zieloną koszulkę polo i niebieskie jeansy. Wyglądał na około siedmioletniego urwisa, choć w tym momencie zachowywał się nienagannie. To jego brązowe oczy utkwione były w postaci Michaela. Mężczyzna dopiero teraz zobaczył, co chłopiec trzymał w ręku. Była to identyczna, jak ta stojąca w mieszkaniu La Toyi, lalka z Thrillera. Mike już wiedział, że nie było szans na to, aby mały go nie poznał. Był jego małym fanem... Kobieta, z którą przyszedł, zapewne jego babcia, pouczywszy malca o odpowiednim zachowaniu, wyszła na zewnątrz, by zapalić papierosa. Chłopiec wstał i, jakby walcząc z nieśmiałością, wykonał jeden krok. Michael poruszony tym, że do grona jego fanów należy nawet tak młody człowiek, postanowił się z nim przywitać. Podszedł i ukucnął, by ich oczy znalazły się na równej wysokości...

czwartek, 7 lutego 2013

Ynitsed_17

- Gdzie się pan tak spieszy, panie Jackson?
- Sofio, nie mogę teraz zjeść obiadu. Muszę jechać do szpitala.
- Nie czuje się pan Dobrze?
Hmm... Fakt. Od ostatniego spotkania z Madeline nie czuł się najlepiej, ale to nie o niego teraz chodziło. Musiał jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. To wszystko było kompletnie szalone i pozbawione choćby odrobiny sensu. Dzwonił do niej wiele razy. Był pewien, że zwyczajnie nie ma ochoty na rozmowę z  nim. W tym momencie pragnął, żeby jedynie o to chodziło. Tak bardzo się cieszył, kiedy nareszcie podniosła słuchawkę... Tylko, że to nie była ona. Telefon odebrał Steven i roztrzęsiony zapytał:
- Słucham?
- Dzień dobry, czy to telefon Maddie..? - zawachał się słysząc męski głos.
- Tak, do numer Maddeline. Nie może teraz rozmawiać. Jest w szpitalu.
Po tych słowach rozłączył się. Jak to w szpitalu? Co się mogło wydarzyć? Musiał jak najszybciej do niej pojechać. Nie zniósłby, gdyby stało jej się coś złego z jego winy. Pewien problem stanowiło na początku odnalezienie tej konkretnej placówki (i wciąż nie był pewny, czy myśli o właściwym miejscu), lecz przypomniał sobie coś, co zobaczył kiedyś w domu Maddie. Było to, dumnie ustawione na regale, zdjęcie noworodka z wszelkimi najważniejszymi danymi. Na samym dole, tuż przy ramce, widniała nazwa szpitala, w którym malec się urodził. Jaką mógł mieć pewność, że Maddie jest teraz w tym samym miejscu, co 2 lata temu? Właściwie to żadnej, ale postanowił nie tracić nadziei. Wziął ze sobą jedynie dokumenty i pognał czym prędzej do, zaparkowanego przed domem, auta. Ku jego zaskoczeniu, bo w wielu filmach w takich właśnie momentach wszystko dzieje się wbrew woli głównego bohatera, silnik zawarczał bez zarzutu. Spike, stojący na straży, otworzył bramę, a on ruszył z piskiem opon do Cedars-Sinai Medical Center...


wtorek, 5 lutego 2013

Ynitsed_16

Łóżko było teraz jedynym bezpiecznym miejscem. Dookoła panowała głęboka ciemność, mimo iż był środek dnia. Cisza zdawała się być tak dźwięczna, że brzmiała w jej uszach, raniąc je boleśnie. Dzieci cicho bawiły się w swoim pokoju, by przypadkiem nie przeszkadzać matce, a Steven zniknął gdzieś w garażu, chcąc pobyć sam na sam ze swoim autem. Czasem miała wrażenie, że kochał je bardziej, niż całą swoją rodzinę. Tym razem jednak dziękowała Bogu, że nie musi wysłuchiwać jego, często już denerwujących, gadek. W jej głowie zabrzmiał teraz cichy, miękki głos Michaela. Taak... Tego dźwięku mogłaby słuchać w nieskończoność. I ten cudowny, a zarazem niesamowicie zaraźliwy śmiech.Przed oczami, niczym niemy film przewijały się obrazy sprzed 15 lat. Przeprowadzka do Gary... Pierwsze spotkanie u Jacksonów... Wizyta na plaży... Pocałunek... Randka z Lucasem.... Bójka między nim a Michaelem... Prezent... Wyprowadzka... Jakby ze zdwojoną siłą uderzyły w nią słowa, które wypowiedział, kiedy ostatni raz się widzieli: " Szalałem za tobą!" Jej głowę przeszedł nieoczekiwanie paraliżujący ból. Wydała jedynie stłumiony jęk i nakryła się kocem, by nikt jej nie słyszał. Co się z nią działo? Nie miała pojęcia, ale czuła, jakby jej czaszka miała za chwilę eksplodować.
- Mamusiu... Wszystko w porządku? - do pokoju zajrzała zaniepokojona krzykiem matki Alyson.
- Tak, kochanie... Tylko trochę boli mnie głowa.
Dziewczynka, jakby przeczuwając, że kobieta nie jest z nią do końca szczera, wpełzła pod koc i wtuliła się w rodzicielkę. Madeline objęła ją troskliwie ramionami. Resztkami sił próbowała powstrzymać łzy zbierające się w jej szmaragdowych oczach, lecz już po chwili płynęły one swobodnie po rozpłomienionych policzkach. Wiedziała, że płacze z bólu. Ale czy z tego fizycznego, czy raczej ze świadomości, że utraciła raz na zawsze kogoś, kogo kocha...?


poniedziałek, 4 lutego 2013

Ynitsed_15

- Co się stało braciszku?
La Toya powitała go ciepłym, miękkim głosem. Właściwie, to nie wiedział, po co do niej przyszedł. Zawsze rozmawiał o swoich problemach wyłącznie z Janet, tym razem jednak czuł, że nie zrozumiałaby go. Twierdziła, że to nie ma najmniejszego sensu, a co więcej nie jest to w porządku. Dla niego była to jedyna istotna sprawa, dlatego nie mógł jej tak po prostu zostawić. Wydawało mu się, że starsza siostra na pewno go zrozumie...
- Mam problem... - powiedział głosem, który nie wskazywał na to, że chodziło o błahostkę.
- Wejdź do środka. Zaparzę herbatę i powiedz mi, o co chodzi. A może chciałbyś się najpierw położyć? Nie wyglądasz najlepiej...
- Nie, dziękuję... Zaczekam w salonie.
Zniknęła w przestronnej kuchni, by przygotować gorący napój. Odkąd pierwszy raz zobaczył to mieszkanie, zastanawiał się, po co jego siostrze była tak ogromna kuchnia. Nigdy nie należała do wybitnych kucharek. Chyba wyraził się zbyt łagodnie... La Toya powinna trzymać się z daleka od garnków i ognia. Z pewnością nie wdała się w Mamę czy Rebbie. Miał nadzieję, że uniknie chociaż przypalenia wody na herbatę, co nie było wykluczone. Podszedł do kominka zastawionego zdjęciami oraz najróżniejszymi damskimi bibelotami. Wśród nich dostrzegł coś, co niebywale go zaskoczyło. Stała tam jego podobizna w stroju z teledysku "Thriller". Lalka ukrywała pod nogami złożoną równo karteczkę. Michael nie potrafił pohamować swojej ciekawości. Odwrócił głowę, by upewnić się, że siostra wciąż jest zajęta. Chwilę później mały liścik znajdował się już w jego dłoniach.

 "Boże, spraw proszę, abym kiedyś była taka, jak mój brat Michael."

Odłożył wszystko na poprzednie miejsca, żeby nie wzbudzić podejrzeń, po czym otarł małe łezki, które wbrew woli zebrały się w kącikach czekoladowych oczu. Usiadł ponownie na kanapie i czekał na siostrę.
- To jak Mikey, o co chodzi?
- Pamiętasz Maddie?
- No jasne! Byliście nierozłączni w Gary. Uhm... To już chyba wiem o co chodzi...
- Tak? - wyglądał na naprawdę zaskoczonego. - Skąd?
- Rozmawiałam z Janet... Nie bądź na nią zły... Martwi się o ciebie, zresztą ja też się martwię...
- Och tak! Czyli u ciebie też nie znajdę zrozumienia? Chyba będzie lepiej, jeśli już pójdę...
- Stój! Jestem po twojej stronie. Tylko powiedz mi, co się dzisiaj dokładnie wydarzyło...?
Michael wbił wzrok w puszysty, bordowy dywan leżący na ciemnobrązowych panelach. Nie bardzo wiedział, od czego ma zacząć. Splótł dłonie i nerwowo rozglądał się po pokoju, szukając pomocy. Przyjście tutaj nie było chyba tak genialnym pomysłem, jak mu się dotychczas wydawało. Teraz już za późno, żeby się wycofać... A może nie? Usłyszeli dzwonek do drzwi, który zabrzmiał wyjątkowo dźwięcznie w niezręcznej ciszy, jednak La Toya nawet nie drgnęła.
- Nie otworzysz? - zapytał zdziwiony.
- Nie... Nie chcę, by ktoś nam teraz przeszkadzał. Przyjmijmy, że nie ma mnie w domu. To jak, powiesz mi wreszcie?
- A może ja otworzę? - starał się za wszelką cenę zmienić temat.
Nie czekając na odpowiedź siostry wstał z kanapy i podszedł do drzwi. Ktoś na zewnątrz już chyba bardzo się zdenerwował, bo dzwonił coraz bardziej natarczywie. Mike wyjrzał przez wizjer. Po drugiej stronie zobaczył zniecierpliwioną twarz nowego chłopaka La Toyi. Otworzył drzwi, witając go niezbyt szczerym uśmiechem. Nie przepadał za tym gościem od momentu, kiedy go poznał. Miał po prostu pewność, że jedynym, na czym temu typowi zależało, był rodzinny majątek.
- Witaj Michael.
- Witaj Cole.
Wymienili ze sobą jedynie zimne, powściągliwe uściski dłoni.
- La Toya jest w salonie. Ja już będę wychodził. Do zobaczenia innym razem.
Michael wziął swoją kurtkę i zręcznie ominął nieproszonego gościa, opuszczając dom swojej siostry.