- Spokojnie, Emmo. Wszystko będzie dobrze. Jestem tu z tobą...
Po dłuższej chwili drzwi uchyliły się, a z jaśniejącego ciepłem i światłem wnętrza wyłoniła się kobieta, na oko nie przekraczająca trzydziestki. Miała na sobie uniform tej placówki, składający się z gładkiej koszuli w kolorze kawy z mlekiem i czarnych, wyprasowanych w kant, spodni. Krótkie, kręcone blond włosy okalały jej zaokrągloną twarz. Błysk w brązowych oczach rekompensował lekką nadwagę, która zupełnie nie ujmowała jej uroku. W sympatycznym uśmiechu pokazała białe zęby zniewolone aparatem ortodontycznym, po czym powiedziała melodyjnym głosem:
- Ty pewnie jesteś Emma. Wejdź. Ja nazywam się Tiana i opiekuję się tym oddziałem, do którego cię przydzielono. Chodź, oprowadzę cię...
Kobieta wzięła jej walizkę i poprowadziła na pierwsze piętro dużego budynku, będącego internatem. Mijały kolejno pokoje, z których raz po raz dobiegał dziewczęcy śmiech i echa rozmów. Na ścianach pomalowanych na ciepły pomarańcz wisiały zdjęcia podopiecznych oprawione w kolorowe ramki. Przy kolejnych drzwiach po lewej stronie opiekunka zatrzymała się i dłonią zaprosiła nastolatkę do środka. Pokój, w którym jak się później okazało, miała zamieszkać, był niewielki, za to wyjątkowo przytulny. Na jednym z dwóch łóżek przykrytych barwnymi kapami siedziała rudowłosa dziewczyna i uśmiechała się do niej wyzywająco.
- Paris! Jak fajnie znów cię widzieć!
- Ciebie też! Wreszcie cię wypisali... Już nie mogłam się doczekać!
Dziewczyny objęły się mocno, a Tiana niepostrzeżenie opuściła sypialnię, chcąc zostawić je na osobności. Emma uważnie przyjrzała się dawno nie widzianej przyjaciółce i z zadowoleniem stwierdziła, iż ta wygląda już znacznie lepiej. Brzmiała całkiem radośnie, a jej oczy ponownie rozjaśniał charakterystyczny blask.
- I jak ci się tu podoba?
- Nie jest źle. Poznałam całkiem sporo fajnych ludzi, a do tego mogę chodzić na warsztaty teatralne. Może też się zapiszesz?
- Raczej nie... Nie jestem zbyt odważna.
- Jak wolisz, chociaż myślę, że byłoby fajnie spędzać razem jeszcze więcej czasu. Obiecaj mi chociaż, że się nad tym zastanowisz...
- W porządku. To gdzie jest twój pokój? Założę się, że już jest oblepiony plakatami Biebera i One Direction!
- Widzisz je tu gdzieś? To jest mój pokój, mądralo... - wykrztusiła, śmiejąc się.
- Jak to? Czyli będziemy mieszkać razem?
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy...
- Czyli jednak wspomnienie "Piekła" Dantego tak bardzo nie minęło się z rzeczywistością - zripostowała, po czym pokazała przyjaciółce język.
- Ja tam się cieszę. Wreszcie będziemy miały czas pogadać. W ogóle, to chciałam ci powiedzieć to jeszcze w szpitalu, ale nie znałyśmy się wtedy na tyle dobrze. Nie chciałam, żebyś pomyślała, że jestem kompletną wariatką...
- Obie dobrze wiemy, że właśnie nią jesteś... Co chciałaś mi powiedzieć?
- Strasznie przypominasz mi mojego tatę... Może to zabrzmi głupio, jakbym była szalona, czy coś w tym rodzaju, ale masz w sobie coś bardzo dla niego charakterystycznego...
- Miło mi to słyszeć - powiedziała na głos, a w myślach dodała - Nawet nie wiesz, jak bardzo bliska prawdy jesteś.
- Chodź, pokażę ci resztę ośrodka.
Paris energicznie zerwała się z łóżka i pociągnęła za rękę zaskoczoną Emmę. Dziewczyna niewiele myśląc pobiegła za przyjaciółką, wsłuchana w rytm swojego serca wybijającego słabo jeszcze znaną jej melodię. Symfonię szczęścia, której dyrygentem był jej własny anioł.
- Bądź szczęśliwa, Emmo i uczyń szczęśliwą moją córkę...
Niniejszym ogłaszam zakończenie opowiadania "Am I scary for You?". Mimo górnolotnych planów dotyczących tego przedsięwzięcia wypaliło się ono u źródła. Mam nadzieję, że zbytnio Was nim nie rozczarowałam, a jeśli tak, to bardzo przepraszam. Postaram się jeszcze poprawić. Tymczasem dziękuję za wszystkie komentarze, uwagi i za to, że jesteście.
God Bless You
Liberian_Girl