wtorek, 27 maja 2014

Just Good Friends_37


Widziała go. Bardzo uważnie obejrzała całą galę MTV Video Music Awards, której występem otwierającym był jego performance. Widziała Janet siedzącą na widowni, ubraną w zabawną koszulkę z napisem PERVERT na plecach, którą chwaliła się zebranym, podczas odbierania ze starszym bratem nagrody w kategorii Best Dance Video. Kamera, dzięki której wydarzenie było transmitowane, nie ominęła także siedzącej naprzeciw sceny Lisy Marie Presley. Kobieta przez całą noc wydawała się być poirytowana i obrażona na cały świat, co nie umknęło uwadze zaniepokojonej Eleny. Dlaczego córka króla Rock 'n Rolla zachowywała się jak rozpuszczona księżniczka? Pierwszą myślą, która przyszła jej do głowy było to, że dowiedziała się o zdradzie męża, jednak dziewczyna natychmiast odepchnęła ją od siebie. To przecież niemożliwe. Nie zostawiła po sobie żadnego śladu. Rozstała się z Michaelem w przeddzień jej powrotu, wszystko zostało dokładnie zaplanowane. On obiecał, że zadzwoni, kiedy tylko będzie miał chwilę wolnego, najpóźniej za kilka dni.
- Masz ochotę na chińszczyznę? - zawołał Sebastian, który dopiero co wrócił ze służbowego spotkania.
Nie usłyszała. Minął tydzień, a Mike wciąż nie dzwonił. Nałogowo kupowała wszystkie możliwe magazyny plotkarskie w poszukiwaniu pogłoski o rychłym rozwodzie króla popu, ale prasa milczała. Zastanawiała się, czy istniało prawdopodobieństwo, by sprawa ta przeszła bez echa w mediach, pozostawiając im odrobinę prywatności. Jednak tak szybko, jak myśl ta się pojawiła, zniknęła, wyśmiana przez jej rozum. Gdy tylko paparazzi zwęszą sensację, będą drążyć dopóty, dopóki nie znajdą czegoś wystarczająco ciekawego i chwytliwego. A co, jeśli dowiedzą się, że to przez nią małżeństwo Jacksonów się rozpadło? Już raz przeżyła coś podobnego i nie była pewna, czy zniesie to ponownie. Przecież to właśnie przez natrętnych dziennikarzy jej poprzedni związek został zniszczony... Swoją drogą, ciekawe jak miewa się Scott. Dawne rany już się zabliźniły, a uczucie upokorzenia i złość zostały załagodzone przez czas. Chciałaby móc spotkać się z nim twarzą w twarz i powiedzieć, że mu wybacza. Dokładnie tak, że nie gniewa się o to, że ją oszukiwał, że uwierzył w głupie plotki. Jednak czas pokazał, że plotki te nie były tak dalekie od prawy, jakby tego oczekiwała. Czy kiedyś Lisa, o ile tylko dowie się o prawdziwej przyczynie rozwodu, też będzie chciała jej wybaczyć?
- Elen, pytałem, czy masz ochotę na chińszczyznę... Co się z tobą dzieje?
- Przepraszam, zamyśliłam się - odparła, wreszcie usłyszawszy jego głos tuż za sobą. - Wiesz, chyba nie jestem głodna. Wrócę dziś na noc do siebie.
- Ostatnio prawie w ogóle się nie widujemy. Albo wypraszasz mnie pod pretekstem złego samopoczucia, albo uciekasz, kiedy jesteś u mnie. Powiesz mi wreszcie, co cię opętało?
- Nic, po prostu nie jestem w nastroju...
- Od tamtego przesłuchania twój nastrój zniknął jak kamfora. Chyba nie na tak wygląda wspólne życie dwojga ludzi.
- Zejdź ze mnie, okej? Seks to nie wszystko!
Sięgnęła, do wieszaka po swoją kurtkę, ale wcześniej jego dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku. Mimo, że uścisk był wystarczająco mocny, by łzy napłynęły jej do oczu, nie pozwoliła im pociąć policzków. Z bólu przygryzła dolną wargę i jednym, silnym ruchem wyrwała się z uchwytu Vesta. Posłała mu ostatnie, rozwścieczone spojrzenie i wybiegła w wieczorną mgłę.
*
Czajnik gwizdał już od dobrych kilku minut, jednak ona nie spieszyła się, by go uciszyć. Ten irytujący dźwięk dziwnie ją uspokajał i pozwolił odrzucić wszystkie niezręczne myśli. Gdy wreszcie jeden z sąsiadów kilka razy uderzył w ścianę, niechętnie wstała i zakręciła gaz, po czym zalała sobie mocną herbatę. Była pewna, że nie pozwoli jej ona zasnąć przynajmniej do północy, dlatego przygotowała sobie wygodne miejsce na kanapie, tuż obok telefonu i książkę, którą od dawna miała zamiar przeczytać. Migająca, czerwona lampka zdążyła już przyprawić ją o drobny zawał serca, sygnalizując wiadomość nagraną na poczcie głosowej. Po odsłuchaniu okazało się, że to tylko jej doradca bankowy dzwonił, by upewnić się, że ureguluje zaległe płatności jeszcze przed końcem miesiąca. Teraz finanse były ostatnią rzeczą, jaką miała ochotę się zajmować, w oczekiwaniu na telefon od Michaela. Odstawiła kubek z parującą zawartością i sięgnęła do lektury. Jej oczy prześlizgiwały się po kolejnych literach, bez zagłębiania się w ich treść, pozwalając myślom swobodnie krążyć wokół wybranych tematów. Właściwie, to nie musiała czekać, aż on się odezwie. Przed rozstaniem na kartce zapisał jej swój prywatny numer telefonu, inny niż ten, przez który kontaktował się z Lisą. W każdej chwili mogła wykonać połączenie, bez strachu, że zostanie przyłapana przez jego żonę, jednak wciąż nie była pewna, czy powinna to zrobić. W końcu umówili się, że to on skontaktuje się z nią pierwszy. Próbowała skupić się na książce, ale powracająca pokusa usłyszenia jego głosu ciągle odciągała jej uwagę. Wreszcie sięgnęła po słuchawkę i wybrała jego numer. Cisza po drugiej stronie powoli zabijała w niej nadzieję, by wreszcie pozwolić jej skonać, gdy usłyszała dźwięk przerywanego połączenia. Teraz była już pewna, że popełniła błąd... Lecz zanim zdążyła odłożyć telefon, ten zaczął dzwonić w jej dłoni. Drżąc, odebrała, mówiąc szeptem:
- Halo?
- Dzwoniłaś.
- Tak... Ja... Coś się stało? Brzmisz jakoś dziwnie...
- Nie możemy się już spotykać.
- Ale dlaczego..?
Ponowny odgłos przerywanego połączenia sprawił, że łzy uwięzły jej w gardle. A więc tak właśnie czuje się człowiek, który stracił wszystko, co zdawało mu się, że posiadał... Samotny i zimny w środku.






sobota, 24 maja 2014

Just Good Friends_36

W jednym z ostatnich komentarzy padło pytanie odnośnie weryfikacji obrazkowej. Obawiam się, że nie jestem w stanie nic na to poradzić. Przykro mi :( Dziękuję wszystkim za wpisy i odwiedziny. Jesteście najlepsi!
Much L.O.V.E.
Liberian_Girl

- Liso, co się stało? Od wczoraj jesteś jakaś nieswoja... Zrobiłem coś nie tak? - pytał, trzymając w swoich jej dłoń. - Nie podobał ci się mój występ?
- Daj spokój. Nie o to chodzi.
Kobieta zabrała swoją rękę, nawet na moment nie odwracając wzroku od ekranu telewizora. Chciała, żeby wreszcie zostawił ją samą i pozwolił uporządkować ten chaos, który powstał w jej głowie w dniu powrotu. Nie mogła znieść jego dotyku, jego głosu, jego wesołego uśmieszku. Kiedy zbliżył swoją, do jej twarzy, chcąc pocałować ją w policzek, palcami zakryła mu usta.
- Lise, nie bądź taka... Chciałem dostać tylko małego buziaka...
- Nie jestem w nastroju. Zostaw mnie samą, Michael.
- Co cię ugryzło?
- Może to, że pod moją nieobecność sprowadziłeś sobie tutaj jakąś dziwkę? Przyznaj się, to ta Castellano, prawda? Jak mogłeś myśleć, że niczego nie zauważę?!
Salon wypełniło niezręczne, pełne nerwowych oddechów, milczenie, gdy on nie był w stanie wykrztusić słowa. Lisa patrzyła na niego oczyma pełnymi gniewu, z których bezpowrotnie zginęła cała miłość. Miała ochotę uderzyć go z całej siły, spoliczkować tak, by na zawsze zapamiętał, jak bardzo ją zranił, jednak jej dłoń nawet nie drgnęła. Łzy, trzymane w ryzach, posłusznie nie spływały po jej policzkach, by nie dać mu tej satysfakcji. Ona naprawdę go kochała. Naprawdę chciała go uszczęśliwić i nosić pod sercem jego dziecko. Pragnęła żyć długo i szczęśliwie u boku mężczyzny, w którym zakochała się bez pamięci.
- Powiedz mi, dlaczego przyprowadziłeś ją do naszego domu? Dlaczego zniszczyłeś to, co udało nam się zbudować?
- Liso...
- Zostaw mnie w spokoju. Nie chcę na ciebie patrzeć!
Wyrwała się z uścisku, w którym próbował ją zamknąć i pobiegła w kierunku schodów, nie oglądając się za siebie. Dopiero teraz łzy zasnuły gęstą mgłą jej oczy, ograniczając prawie całkowicie jej pole widzenia. Zanim zdążył zareagować, potknęła się o przestawiony przez niego kilka dni temu stoliczek do kawy i z impetem runęła na ziemię. Jeszcze przez chwilę patrzył na jej drobne, kruche ciało leżące w bezruchu na podłodze ze stróżką czerwonej cieczy spływającej z jej skroni, zanim otrząsnął się z szoku. Gdy tylko zapanował nad swoim ciałem, natychmiast podbiegł do żony i próbował przywrócić jej świadomość.
- Lise... Lise, ocknij się... Nie rób mi tego... - Michael gładził delikatnie jej policzki, krzycząc do szefa ochrony - Bill, dzwoń po karetkę! Natychmiast! Boże... Lise, obudź się...
Nie minęło dużo czasu, gdy sanitariusze wynosili wciąż nieprzytomną kobietę, przy której trwał mąż. Karetka przemknęła na sygnale przez zatłoczone miasto, by wreszcie zaparkować przed budynkiem kliniki. Lekarze natychmiast zebrali się wokół niej, naradzając się.
- Panie doktorze, gdzie ją zabieracie? - zapytał jednego z odchodzących za noszami mężczyzn. - Lisa... ona jest w ciąży.
- Czy mówiła, który to miesiąc?
- Dopiero piąty tydzień...
- W porządku, postaramy się zrobić, co w naszej mocy. Proszę czekać.
Biały kitel zniknął za drzwiami sali operacyjnej, które natychmiast zatrzasnęły się nieodwracalnie, zamykając mu drogę do żony. Jedyne, co mu pozostało, to czekanie. Jeżeli cokolwiek by się jej stało, nie wybaczyłby sobie tego do końca życia. Równocześnie z zamartwianiem się o zdrowie Lisy, nie mógł przestać myśleć o dziecku, które nosiła od tak niedawna... Nie! Musiał skończyć z tworzeniem czarnych scenariuszy w głowie. Boże, jeśli tyko wysłuchasz moich modlitw, już nigdy więcej jej nie zranię... Obiecał, że Elena zniknie z jego myśli raz na zawsze. Już nigdy więcej nie zaryzykuje swojego szczęścia dla kilku chwil zapomnienia. Ale kogo on próbował oszukać... Elen nie była na chwilę. Miała zająć miejsce u jego boku i nie pozwolić mu nigdy więcej poczuć się samotnym. Teraz jednak wszystko się zmieniło i wiedział, że musi o niej zapomnieć. Kolejne minuty ciągnęły się w nieskończoność, a z sekundy na sekundę czas zdawał się płynąć coraz wolniej, by wreszcie zatrzymać się z chwilą, gdy lekarz dotknął dłonią jego ramienia.
- Panie Jackson... stan pańskiej żony jest stabilny, nie grozi jej niebezpieczeństwo - powiedział wyuczonym przez lata doświadczeń głosem.
- Dzięki Bogu. A co z...
- Przykro mi... Pani Presley poroniła.







wtorek, 20 maja 2014

Just Good Friends_35

Ta gala nie różniła się niczym od poprzednich, na które był zapraszany. Paparazzi czekali przed wejściem na kolejne sławy prezentujące najnowsze kreacje na czerwonym dywanie, podczas gdy on backstage'u zjawił się, wchodząc bocznym wejściem, jak zwykle starając się w każdy możliwy sposób chronić swoją prywatność. Jego żona siedziała tuż przed sceną, czekając by do niej dołączył. Tylko miejsce obok niej pozostało niezajęte. Kilka siedzeń dalej, występy podziwiała jego siostra, Janet. Tamtego wieczoru miał wystąpić z premierowym układem do Dangerous, jednak zupełnie nie czuł się przygotowany. Wiedział, że przez ostatni tydzień, który przecież jest najważniejszy, nie trenował wystarczająco sumiennie. Podczas gdy Lisa załatwiała sobie nowy kontrakt w pięknym Monako, on przeżywał najszczęśliwsze chwile swojego życia z idealną kobietą u boku. Elena była tak cudowna, tak bardzo piękna, tak bardzo perfekcyjna... Tak bardzo jego. Nie dbał o nic innego, byleby mieć ją przy sobie do końca swoich dni. Po sześciu dniach rozstali się z obietnicą wspólnej przyszłości zamkniętą w ostatnim pocałunku. Kiedy jego żona wróciła z podróży, promieniała. Zniknęła dawna podejrzliwość, głęboki smutek odbijający się w jej oczach. Była piękniejsza niż kiedykolwiek, z kochającym spojrzeniem utkwionym w jego osobie. Dopiero w takiej chwili zrozumiał, co oznaczają prawdziwe wyrzuty sumienia i jak ciężko wytrzymać z samym sobą, wiedząc, że zraniło się kogoś, kogo się kocha. Tego samego dnia, tuż po kolacji, którą nareszcie zjedli wspólnie, kobieta zwróciła się do do niego, nie bez troski brzmiącej w jej głosie.
- Michael, jesteś jakiś przygnębiony... Nie cieszysz się z mojego powrotu?
- Oczywiście, że się cieszę - powiedział, posyłając jej słaby uśmiech. - Po prostu trochę denerwuję się przed jutrzejszą galą.
- Uważaj, bo ci uwierzę. Kto jak kto, ale ty, kochanie, nie masz powodu do nerwów. Na pewno jesteś świetnie przygotowany.
- Uhm...
- Wiesz, muszę ci coś powiedzieć i właściwie to miałam zamiar zrobić to już wcześniej, ale to nie była rozmowa na telefon. Rilley i Ben są teraz u Danny'ego, ale mają wrócić tu pojutrze...
- I to jest ta niecierpiąca zwłoki wiadomość? Przecież wspominałaś mi już o tym wcześniej. I jeżeli o to ci chodzi, to oczywiście cieszę się, że wracają.
- Nie w tym rzecz, Mike. Co byś powiedział na dziecko..? - zapytała z niewinnym uśmiechem.
- Nie bardzo rozumiem...
- Michael, jestem w ciąży. To piąty tydzień.
Mężczyzna patrzył na  nią nierozumiejącymi oczyma. Czuł, jakby w jednej chwili piorun uderzył w niego z całą swoją siłą i sparaliżował tak, by nie mógł wydobyć z siebie choćby jednego słowa. Od zawsze pragnął dziecka i Lisa wreszcie zamierzała mu je dać. Po jego policzkach spływały zimne łzy, które stopniowo moczyły bluzkę żony, w którą się wtulił. Nie mógł jej teraz porzucić. Ta kobieta powije mu potomka, ślicznego dzidziusia będącego ucieleśnieniem jego marzeń.
- Skarbie... nie płacz. Cieszysz się?
Nie odpowiedział. Uniósł ją wysoko i zakręcił w powietrzu, wciąż płacząc. Teraz nie liczył się nikt oprócz niej...
- Mike, pozwolisz, że pójdę wziąć prysznic? Jestem trochę zmęczona i chyba położę się wcześniej.
- Oczywiście... Pomogę ci.
- Daj spokój. Mogę się jeszcze ruszać - powiedziała ze śmiechem, całując go w usta. - Dam sobie radę. Widzimy się w sypialni.
Mężczyzna odpowiedział jej uśmiechem, po czym pobiegł na górę, by wreszcie rzucić się na małżeńskie łoże i powoli przyswoić szczęśliwe nowiny. Postanowił, że zaczeka tu na Lisę i jeszcze raz podziękuje jej za ten dar, który nosi pod sercem, a który czyni go najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Patrzył na zdjęcie z gali, gdzie po raz pierwszy publicznie pocałował swoją żonę. Stało ono, oprawione w ramkę, na szafce nocnej tak, by mógł na nie spoglądać za każdym razem, gdyby zatęsknił za jej bliskością. Rozkoszując się tym widokiem powoli, niemal niezauważalnie odpływał do krainy snów. Czekał na ukochaną, ale ona nie zjawiła się tej nocy w ich wspólnej sypialni...
- Michael, niedługo wchodzisz - do porządku przywołał go głos reżysera.
Musiał odsunąć od siebie wspomnienia wczorajszego dnia i pozwolić muzyce sobą kierować. Tylko dlaczego Lisa spała w pokoju gościnnym? I dlaczego od rana zachowywała się tak dziwnie? Była mocno przygnębiona, niewiele mówiła... Pewnie to wahania nastrojów, typowe dla kobiet w ciąży. Później na pewno jej się poprawi. Obiecał sobie, że przy wykonaniu You Are Not Alone, pokaże jej, że jest dla niego najważniejsza. Wyszedł na scenę, by wykonać pierwszy utwór tego wieczoru, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo się mylił...

http://www.youtube.com/watch?v=82dchp0U-gA




sobota, 17 maja 2014

Just Good Friends_34

Przygłupia komedia puszczana na komercyjnym kanale telewizyjnym próbowała rozproszyć jej uwagę i sprawić, by zapomniała o tym, co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Sebastian uwijał się w kuchni dopieszczając wspólny posiłek, podczas gdy ona nie potrafiła uciec od własnych myśli. Wciąż miała zapisany jego prywatny numer telefonu i mogła zadzwonić w każdej chwili. Wiedziała, że czekałby na nią z otwartymi ramionami, zupełnie zapominając o obrączce noszonej na serdecznym palcu. Lisa wyjechała, nic nie stało na przeszkodzie...
- Wy, kobiety, jednak wiecie, jak owinąć sobie faceta wokół palca. Jeśli dobrze pamiętam, to ty miałaś zająć się kolacją.
- Uhm...
- Coś się stało? Myślałem, że będziemy oblewać twój sukces po dzisiejszym castingu, ale chyba jesteś nie w humorze.
- Słucham? Nie... Nie wiem. Zanim ogłosili wyniki, wyszłam stamtąd - powiedziała bezbarwnym głosem.
- Jak to?
- Zwyczajnie. Kiedy jedzenie będzie gotowe?
- Za kilka minut. A możesz mi w końcu powiedzieć, kto był tajemniczym producentem?
Poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła, a całe ciało przeszywa zimny dreszcz. Nie mogła powiedzieć mu, że spotkała się z Michaelem, a tym bardziej, że pan Jackson zaprosił ją do siebie na dzisiejszy wieczór. Gorączkowo próbowała wymyślić wiarygodną historyjkę, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Co w takiej chwili mogłaby zrobić prawdziwa kobieta? Elena podeszła do mężczyzny i dłonią gładząc jego tors, przylgnęła swoimi do jego ust. Pocałunek, długi i intensywny, wystarczająco namieszał mu w myślach. Rozmarzonym wzrokiem patrzył na dziewczynę, która w ten sposób pozbyła się jakichkolwiek podejrzeń.
- Sebastian... Kiepsko się dziś czuję. Chyba wolałabym zostać sama... Będziesz się na mnie gniewał?
- Hmm... W porządku. Może jeśli nie czujesz się dobrze, to jednak z tobą zostanę? Nie chciałbym, żeby coś ci się stało.
- Wszystko jest ok. Po prostu wcześniej się dziś położę. Spotkamy się jutro, dobrze?
- Jasne - powiedział, całując ją w czoło, jednocześnie zakładając ulubioną marynarkę. - Do zobaczenia, Castellano.
Kiedy drzwi za Vestem wreszcie się zamknęły, dziewczyna ponownie usiadła przed telewizorem starając się zapomnieć o nieznośnym bólu głowy. Prezenter, rozemocjonowanym głosem, oznajmił, że bezimienny gracz nr 7 wygrał właśnie główną nagrodę. Westchnęła, po czym wyłączyła program. Chwilę później była już w drodze...

*

Dom bez Lisy wydawał mu się zupełnie opustoszały. Ze ścian i ramek patrzyły na niego zdjęcia ślubne oraz rodzinne, nasilając poczucie winy. Musiał raz na zawsze zapomnieć o Elenie, musiał wymazać ją ze swojego życia. Nie łatwo jest oszukać serce, które przyspiesza swoją pracę na jedno, choćby krótkie wspomnienie jej zapachu czy imienia. Zakrył dłońmi poszarzałą twarz i próbował odgonić od siebie natrętne myśli. Ciepły koc rozgrzewał mu ramiona, a zielona herbata parowała na stoliku obok. Niespokojny sen zasnuwał mu powieki, nie pozwalając przenieść się z niewygodnego fotela do własnej sypialni. Zdawało mu się, że słyszy dzwonek do drzwi, jednak cała rzeczywistość odsuwała się w niepamięć. Przed jego zamkniętymi oczami zamajaczyła się postać, słabo widoczna, ulotna jak podmuch wiatru. Poczuł ciepłe słońce, które pieściło jego policzki. Uśmiechał się, we śnie, pozbawiony strachu i stresu. Lekko uchylił powieki, wiedziony wewnętrznym przeczuciem, błogim głosem wypowiedział ukochane imię...
- Elena...
- Michael.
Znów jego twarz rozpromieniał uśmiech, który w półśnie wywołał jej głos. Postać odrobinę się wyostrzyła. Dostrzegł zwiewną sukienkę w intensywnym kolorze osłaniającą eteryczne ciało, a jego rozmarzony wzrok spoczął na złotawych lokach swobodnie spływających po jej ramionach. To nie mógł być sen. Przetarł zmęczone bezsennością oczy i przyjrzał się dokładniej.
- Boże... To naprawdę ty. Byłem pewien, że nie wrócisz...
- Sama nie wiem, po co tutaj przyszłam... Michael, ja nie chcę znów cię zranić.
- Cii...
Nie chcąc popełnić fałszywego ruchu, wolno podszedł i nareszcie utulił ją w swoich ramionach. Jej alabastrowa skóra drżała pod jego palcami. Jej pocałunki wyzwalały go od kajdanów samotności, przypominając najszczęśliwsze chwile. Sukienka, lekko jak piórko, opadła na podłogę, zupełnie zapomniana. Teraz byli już tylko we dwoje, szczęśliwi, śmiali i dorośli jak nigdy przedtem. Nareszcie, stając się jednością...






wtorek, 13 maja 2014

Just Good Friends_33

- Co dokładnie powiedział ci Brian? - zapytał, szarmancko otwierając przed nią drzwi auta.
- To, co już wiesz. Za dwadzieścia minut mam pojawić się na castingu do krótkiego filmu muzycznego, którego autorem będzie znany artysta. Nie mógł mi powiedzieć, o kogo chodzi, bo to podobno zbyt ważna osobistość, żeby byle jaka dziewczyna mogła dostać się na to przesłuchanie. Marudził mi przez pół godziny, jak to musiał się napocić, żeby załatwić mi wejście.
- Ciągle nie pojmuję, dlaczego mówisz krótki film muzyczny, zamiast zwyczajnie nazwać to teledyskiem.
Pewny siebie, wjechał na autostradę, przyspieszając odrobinę. W pełni skupiony, pozwalał sobie od czasu do czasu zerknąć na kobietę siedząca obok. Pełne usta błyszczały lekko od jakiegoś kosmetyku, którego nie był w stanie zidentyfikować. Szaro-niebieskie oczy utkwione były w jednym punkcie, dla niego niewidocznym, gdzieś poza oknem. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale zupełnie nie potrafił się powstrzymać. Na krótki moment puścił kierownicę, a samochód natychmiast zjechał na przeciwległy pas. Siła odśrodkowa sprawiła, że dziewczyna wpadła mu w ramiona.
- Cholera, Sebastian! Pilnuj drogi!
- Chciałem sprawdzić, czy na mnie lecisz. No i miałem rację, aż cię korci, żeby się do mnie przytulić, Castellano.
- Możesz o tym co najwyżej pomarzyć. Zresztą nieważne. Daleko jeszcze? Na pewno nie zdążymy.
- O co chcesz się założyć? - powiedział, z szelmowskim uśmiechem na twarzy, którego ona nie dostrzegła.
- O cokolwiek.
- W takim razie, jeśli zdążymy, po powrocie do domu robisz mi kolację.
- Umowa stoi - potwierdziła, nie zauważając, że samochód stopniowo zwalnia.
- Szykuj już fartuszek, kochanie. Jesteśmy na miejscu.
Wysiadła z auta trzaskając drzwiami.

*

Termometr w sali przesłuchań wskazywał 20 stopni, ale Michaela, raz po raz, przechodziły dreszcze. Wciąż tęsknił za gorącymi piaskami Dominikany, jednak nareszcie przyszedł czas, by poważniej wziąć się za promocję płyty, nad którą prace dobiegały już końca. Po miesiącu miodowym czuł się wypoczęty, pełen energii i gotów do podejmowania decyzji. Po jego prawej stronie siedział reżyser Wayne Isham, natomiast po lewej Rob Hoffman - producent muzyczny, którzy w tej sytuacji służyli mu pomocą i radą. Podczas, gdy jego towarzysze wymieniali uwagi dotyczące poprzednich kandydatek, mężczyzna na chwilę zdjął nieodłączną fedorę, by przeczesać dłonią krótkie włosy. Lisa upierała się dość długo, żeby obciął swoje loki, lecz on wciąż nie był przekonany do nowej fryzury. Poprawił pasma opadające mu na oczy i ponownie założył kapelusz, starając się dyskomfort nadrobić uśmiechem. Myślami powrócił do przesłuchań i problemu, który musieli rozwiązać. Widzieli już piętnaście modelek, jednak żadna nie wpisywała się w rolę partnerki Króla Popu w krótkometrażowym filmie, który zamierzali nakręcić. Dziewczyna w video do You Are Not Alone musiała być delikatna, kobieca i... No właśnie. I tutaj pojawiał się problem. Michael odrzucił każdą z poprzednich kandydatek, ponieważ nie miała tego czegoś.
- Mike, cholera, powiedz mi, co z nimi wszystkimi było nie tak? Wszystkie piękne, młode, otwarte - zapytał wreszcie Rob.
- Sam nie wiem... Po prostu... Jestem pewien, że kiedy pojawi się ta właściwa, będę wiedział.
- A co to, komedia romantyczna? Szukasz miłości, czy panienki do klipu!
- Zejdź z niego - zwrócił mu uwagę Wayne. - Mike, zaraz tu wejdzie kolejna modelka. Skoncentruj się, w porządku?
Mężczyzna mruknął tylko na potwierdzenie i oparł głowę na dłoni. Jeden z jego towarzyszy gestem wskazał asystentce, by wprowadziła następną dziewczynę. W powietrzu dawało się wyczuć silny, kwiatowy zapach perfum, charakterystyczny tylko dla Jacksona. Wentylator miarowo huczał, jakby wbrew rytmowi nadawanemu przez instrumenty w piosence Just Good Friends, którą ktoś puścił w tle. Irytowało go, że przy każdej okazji grali jego utwory. Westchnął, postanawiając pozostawić to bez komentarza. Do klimatyzowanej sali weszła zgrabna blondynka, a jej twarz częściowo przysłaniały opadające pasma złotawych włosów. Jej ruchy od początku wydały mu się jakieś znajome... Dziewczyna wetknęła kosmyki za ucho i stanęła przed nimi, z nieumiejętnie ukrywanym zdziwieniem, malującym się na jej twarzy.
- Elena...?
Z trudem przełknął ślinę. Był pewien, że się nie myli, jednak nie potrafił uwierzyć w to, że ją widzi.. Zwyczajnie, jak gdyby nic pomiędzy nimi się nie wydarzyło... Widział strach w jej oczach. Gdyby patrzył uważniej, zrozumiałby, że są one lustrem dla jego spojrzenia. Minęło tyle czasu. Zmieniła się, bezsprzecznie. Zeszczuplała jeszcze bardziej, kości policzkowe uwydatniły się, a twarz, dotąd pogodna, zyskała innego, nieznanego mu wyrazu.
- Przedstaw się nam.
- Nazywam się Elena Castellano, mam 26 lat. Pochodzę z Santa Cruz de Tenerife na Wyspach Kanaryjskich - mówiła spokojnym, matowym głosem, nie odrywając wzroku od Michaela. - Pracuję w zawodzie modelki od sześciu lat.
- Świetnie. Teraz nasz fotograf zrobi ci kilka zdjęć.
- I co o niej sądzisz, Mike? - szeptem zapytał Rob.
- Jest... w porządku.
Co więcej mógłby powiedzieć? Postanowił nie zdradzać współpracownikom, że już wcześniej poznał tę dziewczynę. Patrzył, jak zahipnotyzowany na Elenę pozującą przed obiektywem i widział, że była spięta. To nie pierwszy raz, kiedy obserwował ją podczas pracy, jednak tym razem chyba nie potrafiła zachować pełnego profesjonalizmu. Uniósł prawy kącik ust w pojednawczym uśmiechu, co niemal natychmiast zauważył reżyser.
- Po twojej minie wnioskuję, że chyba mamy już zwyciężczynię.
- Słucham? Uhm... Tak. Myślę, że tak. Przepraszam was na moment.
Nie czekając na ich odpowiedź, ruszył w kierunku znikającej w garderobie kobiety. Większość kandydatek już odrzucili, więc nieliczna grupa czekała pod drzwiami sali, pozostawiając przebieralnię zupełnie opustoszałą. Patrzył, jak kaszmirowa bluzka delikatnie zsuwała się z jej gładkich ramion, gdy na plecach pozostał widoczny tylko wąski pasek biustonosza. Nie potrafił oderwać od niej wzroku, mimo iż czuł, że policzki płoną mu ze wstydu. Błagam, tylko się nie odwracaj, myślał w duchu, kiedy zakładała biały t-shirt z podobizną Johna Lennona na przedzie. Lśniące włosy, splecione na czas sesji w ciasny kok, rozpuściła tak, że swobodnie układały się w łagodne fale. Musiała poczuć na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła się, a ich oczy spotkały się po raz kolejny.
- Michael...
- Eleno... Tak mi przykro. Nie powinienem był...
- Przestań. To jest przeszłość, a jej żadne z nas nie może już zmienić - powiedziała, niekryjącym smutku głosem.
- Wiem, ale to co zrobiłem, było okropne. Pozwoliłem ci odejść z tak błahego powodu.
- Oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że cię okłamywałam, a kłamstwo nigdy nie jest błahe. Zwłaszcza, gdy skierowane jest przeciw osobie, którą się kocha...
Blade policzki zaróżowiły się nieznacznie, a ręce splecione na piersiach stanowiły najlepszy dowód na to, że wciąż czuła się niepewnie. Oczy mężczyzny błyszczały jak przejrzysta tafla jeziora, w której bezchmurną nocą przegląda się księżyc. Uśmiechał się lekko, mając nadzieję, że się nie przesłyszał.
- Przepraszam cię, ale chyba powinnam już iść. A, zapomniałabym. Gratulacje... - dodała, spoglądając na błyszczący krążek na jego serdecznym palcu.
Spostrzegawcza i błyskotliwa jak zawsze. Wiadro lodowatej wody, które wylała mu na głowę przez te słowa, ostudziło jego nadzieje. Był żonaty i nic nie można było z tym zrobić. A nawet jeśli, nie sądził, by Elena chciała od niego czegoś więcej, niż przebaczenia, które i tak otrzymała już dawno.  Patrzył, jak odchodzi, po raz kolejny pozostawiając po sobie jedynie zimną pustkę i bolesne wspomnienia. Tym razem też miał pozwolić jej zniknąć ze swojego życia? Nie mógł się na to zgodzić. Chwycił ją za przegub i powiedział podniesionym głosem:
- Zaczekaj! Dlaczego znów uciekasz? Zawsze myślałem, że to ja boję się konfrontacji z problemami, ale ty nie jesteś lepsza.
- Po prostu zostaw mnie w spokoju. Wiem, że wszystko zepsułam, ale nie chcę żyć z wiecznym poczuciem winy.
- Więc chcesz zaprzepaścić to, co między nami było? Elen, ja wciąż cię... kocham.
- Ty masz żonę! Cieszę się, że znalazłeś szczęście i nie pozwolę ci go przekreślić jednym ruchem.
- Proszę cię, odwiedź mnie dzisiaj. Lisa wyjechała do Monako. Będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
- Przykro mi, Michael...
Patrzył, jak znika, nie śmiejąc powtórnie zawołać jej imienia.










sobota, 10 maja 2014

Just Good Friends_32

- To świetnie, że znów będziemy mogli pracować razem, nie sądzisz? - zapytał, mieszając kawę, w której stopniowo rozpuszczały się trzy łyżeczki cukru.
- Jasne, będzie miło. I proszę cię, Sebastian, nie przesadzaj ze słodzeniem. Gdzieś w szafce powinna być stewia, daj mi chwilę...
- Elen, jakoś nie wierzę w te naturalne odpowiedniki. Najwyżej umrę wcześniej, niż się spodziewam, a nie przewiduję dla siebie długiego życia.
- Dupek! - warknęła, szturchając go w ramię. 
- Ładnie to tak? Nie mów tylko, że chciałabyś spędzić ze mną resztę swoich dni, jeśli nie chcesz zaraz dzwonić to lekarza, żeby podpisał akt zgonu.
- Ty i ten twój czarny humor. Idź do diabła!
- Jeszcze się przestraszy, że konkurencja przyszła, żeby go wygryźć ze stołka. Wolę zostać tu z tobą, w naszym wspólnym piekiełku.
- To, że sypiasz tu od czasu do czasu i codziennie rano wypijasz moją kawę, nie znaczy, że cokolwiek tutaj jest wspólne. To moje mieszkanie, Vest. Nie zapominaj się.
- A więc pozwól mi teraz spłonąć w ogniu piekielnym, za bluźnierstwa, które ośmieliłem się wypowiadać w twoim mieszkaniu.
- Należałoby ci się - powiedziała, na dłuższy moment przylgnąwszy do jego ust. - Dupek do kwadratu.
Zostawiła go, by samej zniknąć w niewielkiej garderobie wypełnionej taką ilością ubrań, jakiej mogłaby jej pozazdrościć niejedna księżniczka z disneyowskich bajek. Po szybkim przejrzeniu rzeczy, zdecydowała się na krótką jeansową kurtkę założoną na biały t-shirt, w połączeniu z krótkimi spodenkami. Mogła pozwolić sobie na takie szaleństwa tylko dlatego, że termometr na tarasie jej mieszkania wskazywał 25 stopni, a słońce przyjemnie przebijało się przez pierzaste chmurki. Dłonią przeczesała sięgające do połowy pleców włosy i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Ciężko było jej uwierzyć w to, że jeszcze niespełna pół roku temu jej życie wyglądało zupełnie inaczej. Wspomnienie przyjaciela, tak usilnie odsuwane,  przeszyło chłodem coś w jej klatce piersiowej, o czym, zdawało się, dawno już zapomniała. Mgła zasnuła jej spojrzenie, wystarczająco, by straciła z oczu miejsce, w którym się znajdowała. Na szczęście, wystarczyło kilka energicznych mrugnięć powiekami, aby łzy zniknęły, nie czyniąc szkody jej urodzie. Sięgnęła jeszcze po zegarek i zapięła go na lewym przegubie, po czym wróciła do, wciąż wypełnionej aromatem kawy, kuchni. 
- Moja droga Persefono, czy możemy opuścić już twoje podziemne królestwo?
- Uważaj, żebyś nie skończył jak Orfeusz.
- Gdybyś była Eurydyką, może i bym się odwrócił, ale w takiej sytuacji...
- Zbieraj się Vest, jeśli nie chcesz prosić makijażystek o przypudrowanie sińców pod oczami. I gwarantuję ci, że ich powodem nie będzie niewyspanie.
- Nie denerwuj się tak, księżniczko. Chyba zapomniałaś, że jedziemy moim autem. To jak, buziak na zgodę?
Dziewczyna, z udawaną niechęcią, przysunęła się do niego i pocałowała. Pachniał mocnymi perfumami, ale ona nie potrafiła przypomnieć sobie ich nazwy. Pamiętała tylko jedną markę męskich perfum... Black Orchid Toma Forda. Znów to zimno rozchodzące się po całym ciele. Mimo próby opanowania się, zadrżała.
- Zimno ci, Elen?
- Troszeczkę...
- Tak sobie ostatnio myślałem, że jeszcze w życiu nie spotkałem takiej dziewczyny, jak ty. I miałem rację. Nie znam żadnej, która marzłaby przy 25 stopniach - uśmiechnął się, otulając ją ramieniem.








środa, 7 maja 2014

Just Good Friends_31

Szybki rozwód. Cicha przeprowadzka. Piętnastominutowy ślub na bajecznej Dominikanie. To nie była komedia romantyczna, w której główni bohaterowie, po dość żałosnych życiowych perypetiach, schodzą się na sam koniec, wywołując łzy wzruszenia wśród większości samotnych kobiet. To była szara rzeczywistość, pośród której dwójka ludzi za wszelką cenę próbowała dogonić swoje szczęście. Niewiedza mediów pozwalała im, we względnym spokoju, spędzić miesiąc miodowy na gorącej wyspie. W gwoli ścisłości spokojnie było tylko we dnie... Przez delikatne firanki poruszane orzeźwiającymi powiewami morskiej bryzy obserwowali leniwe słońce wynurzające się spod lazurowej tafli. Jedwabna kołdra w kolorze kremowej bieli spowijała ich nagość, lekka jak mgiełka, pieściła ich ciała. Leżeli wtuleni w siebie, gdy błogie uśmiechy ozdabiały ich twarze. Ręką, na której spoczywała głowa Lisy, przeczesywał jej włosy, od czasu do czasu delikatnie gładząc jej skroń. Kilka miękkich pocałunków spłynęło na jej szyję, czuła jego ciepły oddech na swoim policzku. Wtedy kobieta ułożyła głowę w bezpiecznym miejscu, tuż pod jego brodą, oddychając miarowo. Dokładnie w tym momencie Michael poczuł, jak zimne ostrze przeszywa jego klatkę piersiową, sprawiając, że czuł się nieswojo, tak, jak chyba nigdy przedtem. Musnął ustami jej czoło i, wciąż przykryty kołdrą, założył bokserki, a na ramiona wciągnął niezapiętą koszulę w kolorze błękitu przejrzystego nieba, które z zaciekawieniem przyglądało im się od rana. Dziewczyna, niezrażona nietypową ucieczką ukochanego, okryta lejącym materiałem kołdry, podążyła za nim wprost do kuchni. Mieszkali w przestronnym bungalowie, tuż przy plaży, a wszechobecny spokój zdawał się emanować z każdego kąta tego domku. Michael usiadł przy drewnianym stole, na którym pozostały resztki wczorajszej kolacji poślubnej, przygotowanej przez właściciela. Niedopity szampan w przezroczystym kieliszku wzmagał w nim ukryte to tej pory wyrzuty sumienia. Przecież nie miał w zwyczaju pić alkoholu, nawet w tak niewielkich ilościach. Daj spokój - skarcił się w duchu. - Przecież wczoraj się ożeniłeś. Przy takiej okazji, to nie grzech. Kiedy już, na tę krótką chwilę, wyzbył się skruchy, uważniej przyjrzał się swojej pierwszej żonie. Lisa Marie Presley. Kto by pomyślał, że wszystko potoczy się tak szybko. Wydawało mu się, że jeszcze wczoraj obejmował w ramionach kogoś innego. Elenę słodką. Elenę dowcipną. Elenę, która rozpromieniała jego świat. Elenę, która jak nikt inny potrafiła jednym spojrzeniem roztopić jego serce. Rozpuścić, jak kawałek karmelka na języku. Ponownie jego wzrok zatrzymał się na eterycznej sylwetce małżonki. Lisa stała na jednej nodze, drugą lekko zginając w kolanie, zaglądając do lodówki w poszukiwaniu czegoś apetycznego na późne śniadanie. Nie był pewien dlaczego, ale ta poza wydała mu się bosko prowokująca, niemal mistyczna. Obraz przyjaźni, której nie ma, odpłynął od niego natychmiast ustępując miejsca bogatej wyobraźni. Podszedł do ukochanej i objął ją od tyłu tak, by czuć na sobie ciepło jej ciała. Odgarnął z długiej szyi pasma włosów i złożył na niej pożądliwy pocałunek.
- Nie jestem głodny... - powiedział, zniżając swój głos do zmysłowego szeptu.
Lisa, nie powiedziawszy już nic więcej, ujęła jego rękę i poprowadziła do sypialni.




sobota, 3 maja 2014

Just Good Friends_30

Como la brisa
Tú voz me acaricia
Y pregunto por ti
Cuando amanece
Tú amor aparece
Y me hace féliz...

Łagodna bryza muskała jej twarz, gdy leżała na starym łóżku, w którym jako nastolatka marzyła o swoim przyszłym życiu. Nadmorski wiatr przeczesywał jej miodowe włosy, oczyszczając ją ze złej energii. To zabawne, że po tylu staraniach wróciła "na stare śmieci". Tacito drzemał smacznie na kolanach właścicielki, nic nie robiąc sobie z jej trosk. W końcu, to tylko szczeniak. Nie mógł zrozumieć, przez co musiała przechodzić i jak ciężko było jej pogodzić się z utratą jednej z najważniejszych osób. Herbata z odrobiną pomarańczy z domowego ogrodu, którą przyniósł ojciec, parowała teraz roznosząc przyjemny zapach po całej sypialni. Zawsze zadziwiało ją to, że gdy tylko budził ją koszmar, Papa pojawiał się z gorącym napojem, potrafiącym przegonić strach, uleczyć ciało i duszę. Także tego dnia, gdy na godzinę przed wschodem słońca przebudziła się zlana potem, drżącymi ustami szepcąc coś niezrozumiałego, pan Castellano stał tuż obok łóżka z białą filiżanką w dłoniach. Kiedy ponownie została sam na sam z własnymi myślami, sekundy zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Po długich minutach oczekiwań, pierwsze złoto-czerwone promienie zaczęły przebijać się przez pierzaste chmury, które tu w domu, w Hiszpanii, zawsze były bardziej puchate niż gdziekolwiek indziej.

Me conoces bien
Y sabes tambien
Que nadie te querra
Como yo
Tú me haces sentir
Deseos de vivir,
Junto a ti por siempre
Tú amor es mi suerte

Jeden łyk cudownie rozgrzewał jej ciało i pozwalał myślom przepływać swobodniej. W świetle dnia wszystkie szarości nocy zdawały się nabierać niesamowitych kolorów, nawet najbardziej depresyjne czernie zyskiwały jaśniejszych odcieni. Pragnąc wieczności, człowiek traci z oczu teraźniejszość, która niebacznie przepływa mu pomiędzy palcami. Kiedy poczuła, że szaro-niebieskie oczy powoli zasnuwa mgła bolesnych wspomnień, przywdziała jeden z najbardziej promiennych uśmiechów i pełna energii, zeszła, by przywitać się z ojcem. Ktoś kiedyś powiedział, że uśmiech potrafi ukryć ocean łez, lecz za nic nie potrafiła przypomnieć sobie, kto był autorem tych słów. Wiedziała jednak, że kimkolwiek był ów człowiek, znał życie od podszewki. Kuchnię wypełniał zapach smażonych jajek i dżemu mandarynkowego, który tak uwielbiała. Ucałowała ojca w policzek i usiadła przy stole już przygotowanym do wspólnego śniadania.


Tú voz me llama
Tú eres quien gana
En mi corazon
Porque me has dado
Algo sagrado
Con tú pasion

Radio kolejno wygrywało piosenki znane, lub te mniej popularne umilając poranną rozmowę. Stacja DeliCast przerwała nadawanie I Feel Good Jamesa Browna, by spiker o niewiarygodnie energicznym, jak na tę porę dnia, głosie mógł zapowiedzieć kolejny utwór. Kuchnię wypełniły dźwięki piosenki, którą znała doskonale. Sam Michael Jackson, łamaną hiszpańszczyzną wyśpiewywał I Just Can't Stop Loving You w jej ojczystym języku, odrobinę go przy tym kalecząc. W jednej chwili przestała słyszeć słowa ojca, całkowicie pozwalając melodii nią zawładnąć. Nie dbała, że słone łzy żłobiły w jej policzkach głębokie bruzdy, niewidoczne dla oczu, ale wrażliwej duszy. Płakała razem z każdym jego zdaniem wierząc, że lepsze jutro przeminęło bezpowrotnie. Usta drżały od niewypowiedzianych słów, a dłonie błądziły w nadziei uchwycenia czegoś, co nie pozwoliłoby jej runąć w tę przepaść. Serce pęknięte na pół, z raną ciągle krwawiącą, zaognianą przez cierń niezrozumienia, biło zbyt wolno, by pozwolić jej żyć normalnie. Kiedy wreszcie piosenka dobiegła końca, nawet nie usłyszała, jak pan Castellano odbiera dzwoniący od dłuższej chwili telefon.


Me conoces bien
Y sabes tambien
Que no puedo vivir sin tú amor
Y cuando no estas
No hay felicidad
Mi vida no es vida
Si tu te vas

- Princesa, dzwonił do ciebie jakiś młodzieniec. Przedstawił się jako Sebastian Vest i zapowiedział się z wizytą na dzisiejszy wieczór.
Potrwało to moment, zanim przy użyciu najgłębiej ukrytych pokładów silnej woli powróciła do świata żywych. Powoli docierał do niej sens słów wypowiedzianych przez ojca, jednak gdy nareszcie je zrozumiała, jej śliczna twarz poczerwieniała z irytacji. Nie miała zamiaru widzieć się teraz z nikim, zwłaszcza z jakimś facetem. Nie po tym, przez co przeszła tak niedawno.
- Papa, nie zamierzam się z nim widzieć! Proszę, zadzwoń do niego i przekonaj, żeby nie przychodził.
- Ale ten chłopiec brzmiał muy simpático... Jesteś pewna, Eleno?
- Dobrze, skoro nie chcesz z nim porozmawiać, sama to zrobię.
Pozostawiła na talerzu niedojedzone tosty i z filiżanką świeżo parzonej kawy opuściła ojca. Nie zamierzała pozwalać za siebie decydować, nawet jeśli Sebastian miał najlepsze intencje. Będąc już w swoim pokoju, wybrała numer widniejący na wizytówce, którą dostała od niego na ostatniej sesji zdjęciowej i wsłuchiwała się w sygnał połączenia.
- Halo?
- Sebastian? Z tej strony Elena Castellano. Dzwonię, żeby zapytać o powód twojej wizyty dziś wieczorem. Z tego co pamiętam, nie byliśmy umówieni - starała się mimo wszystko zachować spokój.
- Witaj, Elen. Pomyślałem, że może miałabyś ochotę wyskoczyć gdzieś na kolację. Przez przypadek usłyszałem, że jesteś w Hiszpanii i postanowiłem zadzwonić. Kręcimy tu akurat reklamówkę dla sieci sklepów odzieżowych.
- I mam uwierzyć, że to tylko przypadek? Masz mnie za głupią?
W tej samej chwili jej wzrok padł na dzisiejszą gazetę, którą widocznie podrzucił tu jej ojciec. Na pierwszej stronie spoglądało na nią zdjęcie kobiety, podpisanej jako Córka Króla Rock 'n' Rolla - Lisa Marie Presley. Kobieta, bezsprzecznie, była nieprzeciętnej urody, jednak wyraz nadąsania zdawał się nie znikać z jej twarzy. Tuż bok jej fotografii, wychodzącej z restauracji, zobaczyła skrywającego się za połami płaszcza, Michaela we własnej osobie. Przeleciała oczami artykuł i zdołała wywnioskować z niego, że ich spotkanie było czymś w rodzaju randki. Złośliwe ciepło ponownie rozeszło się po całym jej ciele.
- Właściwie to, czemu nie... Widzimy się o 19 i ani sekundy później, w porządku?
- Umowa stoi. Do zobaczenia, Bella.
- ¡Adiós, Sebastian!


Cambiaremos el mundo mañana
Cantaremos sobre lo que fue
Y diremos adios a la tristeza
Es mi vida y
Quiero estar junto a ti


Odrobinę mocniejszy makijaż powinien zatuszować kilka przepłakanych nocy, a czarna sukienka, ku jej własnemu zaskoczeniu, niemal idealnie układała się na jej ciele. Spojrzała na zegarek. Wskazówki były już blisko godziny spotkania, gdy z dołu dobiegł ją dzwonek do drzwi. Punktualny do bólu. Nie spiesząc się zbytnio, zapięła wokół kostki pasek jej ulubionych, czarnych szpilek i tak przygotowana, zeszła na dół. Tam, pogrążony grzecznościowej w rozmowie z jej ojcem, czekał młody mężczyzna w grafitowym garniturze. 
- Eleno... Wyglądasz cudownie - powiedział, całując jej dłoń.
- Dziękuję, Sebastian. Możemy już iść?
- Oczywiście. Miło było mi pana poznać, panie Castellano.
- I wzajemnie, chłopcze. Bawcie cię dobrze - ojciec musnął ustami czoło dziewczyny i uśmiechnął się dobrotliwie.
Kiedy wychodzili, radio wciąż było włączone, a ostatnim dźwiękiem, który usłyszała przed wyjściem, były słowa:

Pues todo mi amor eres tú...